Jeszcze nie tak dawno kupowanie rzeczy z drugiej ręki było trochę wstydliwe. Nie wspomnę już o zabieraniu ich z tak zwanych wystawek (rzeczy pozostawione przed śmietnikiem lub posesją). Do lumpeksów wchodziło się tak, żeby jak najmniej ludzi widziało, a po wystawione rzeczy pod osłoną nocy. Dziś to się diametralnie zmieniło. Odzieżowe second-handy cieszą się takim powodzeniem, że w dzień dostawy jeszcze przed otwarciem stoi przed drzwiami długaśna kolejka. Zupełnie jak przed Lidlem, gdy rzucili taniego karpia. Z wystawkami natomiast jest ten problem, że coraz trudniej na nich coś wyrwać. Lepsze kąski znikają w mgnieniu oka. Spopularyzowała się też idea tzw. „pchlich targów” i starociarni. Sama kupuję czasem rekwizyty do zdjęć w sklepie, który wcześniej bazował na antykach, ale się w dużym stopniu przebranżowił. Co takiego się stało, że rzeczy z drugiej ręki to już nie wstyd, ale czasem wręcz powód do dumy? Czy już zupełnie nie mamy oporów przed używanym towarem? No i gdzie to wszystko kupować, zdobywać lub oddawać?
Dlaczego ludzie kupują lub zdobywają rzeczy z drugiej ręki?
Pierwsza myśl, jaka się nasuwa, to „bo za darmo”. Jest w tym trochę prawdy. Powiedzenie „za damkę to i ocet słodki” nie wzięło się z powietrza. 😉 Ale to tylko jeden z kilku popularnych powodów. Jedne są bardziej przyziemne, drugie bardziej ideologiczne. Podpytałam tu i ówdzie. Jeśli dotychczas wydawało ci się, że kupowanie i pozyskiwanie rzeczy z drugiej ręki to nic innego, jak obrót odpadami, to motywacje ludzi, którzy się tym zajmują, być może zmienią twój sposób postrzegania tego procederu.
Rzeczy z drugiej ręki to ekologia, ograniczanie konsumpcjonizmu i nadprodukcji
Być może teraz się obruszysz, bo ty nie kupujesz wcale tak dużo. Taka już nasza natura, że większość spraw postrzegamy najpierw z perspektywy czubka własnego nosa. Nie wiesz, ile kupują twoi sąsiedzi, rodzina i znajomi. Ja się dowiedziałam, gdy rok temu zarządzono pierwszy lockdown. Na moim osiedlu zbiegło się to ze zmianą firmy wywożącej odpady. Na początku śmieciarki przyjeżdżały bardzo nieregularnie. Opisałam nawet sytuację w kultowym dla niektórych wpisie „Magiczne śmietniki” (możesz go przeczytać tutaj -klik!). Po publikacji tego wpisu dostałam sporo wiadomości, że ludzie wręcz płakali ze śmiechu. I super, taki był mój cel -podarować odrobinę radości, gdy wszyscy siedzimy pozamykani w domach i martwimy się, co będzie jutro. Niestety dla mnie to był trochę śmiech przez łzy. Otóż opisywana przeze mnie góra kartonu, która pożerała wiatę śmietnikową powstała przez zakupy internetowe. W blisko dwa tygodnie wysyłka paczek wygenerowała taką hałdę makulatury, jakiej wcześniej w życiu nie widziałam. Dodam, że mówimy tu o czterech niedużych blokach.
Spora część ludzi, którzy kupują lub zdobywają rzeczy z rynku wtórnego, chce w ten sposób odciąć się od generowania śmieci. Nie tylko kartonów, ale też przedmiotów wyrzucanych, bo nam się znudziły lub nie są już potrzebne. Rzeczy z drugiej ręki to także ograniczanie nadprodukcji. Jak myślisz, dlaczego teraz większość artykułów powstaje w Chinach? Bo Chiny oferują dużo i tanio! Jest popyt, musi być i podaż. Na szczęście coraz więcej osób myśli perspektywicznie i stara się choć trochę wesprzeć ruch „less waste”. Jaki jest tego sens? Jeśli ograniczy się tradycyjny konsumpcjonizm, producenci będą produkować mniej przedmiotów niskiej jakości. Fabryki i transport będą mniej szkodzić, mniej ludzi będzie wyzyskiwanych przy pracy za tak zwaną miskę ryżu. Mniej rzeczy wyląduje na śmietniku i zawali naszą planetę. I umówmy się, ja też nie jestem święta. Lubię czasem wyskoczyć do Ikei, mam w domu kilka zbędnych rzeczy. Staram się jednak edukować i próbuję iść w dobrym kierunku choć odrobinę.
Gdy zapytałam na Facebooku, dlaczego ludzie biorą rzeczy z drugiej ręki, jedna z osób odpowiedziała, że u niej punktem zwrotnym była podróż do jednego z afrykańskich krajów. Biedne i bogate miejsca, a w tle takie ilości śmieci, szczególnie plastikowych butelek, z jakimi się jeszcze nie spotkała. Wspomniała, że po tamtej podróży bardzo ograniczyła konsumpcjonizm, pozbyła się części swoich rzeczy i przestała jeść mięso. Gdy to czytałam, przypomniała mi się opowieść znajomej z dawnej pracy. Była w tym samym kraju na urlopie. Widoki piękne, jedzenie spoko, ale znalazła się rysa na szkle. Ona wraz z mężem wypoczywali w hotelu, który na tamte warunki można nazwać luksusowym, a obsługiwały ich osoby biedne, za których pensję nikt z nas by nie chciał pracować. Część osób by to miała głęboko w dupie. Niektórzy, tak, jak moja znajoma, dawałaby bardzo wysokie napiwki, żeby chociaż trochę tych ludzi wesprzeć. Znajdą się też tacy, którzy przez takie doświadczenia dochodzą do wniosków, na podstawie których zmieniają swój styl życia.
Po co wydawać więcej, jak można zapłacić mniej?
Nie jest tajemnicą, że zakup bądź zdobycie rzeczy z drugiej ręki to też oszczędność. Oczywiście nie mam na myśli drogich antyków czy przedmiotów kolekcjonerskich. Chodzi raczej o odzież, wyposażenie gospodarstwa domowego i inne tego typu przedmioty. Nie wykluczone jednak, że złapie się jakąś perełkę. Należę do facebookowej grupy poświęconej kupowaniu odzieży w lumpeksach. Jedna z dziewczyn z tej grupy wyrwała za 50 zł skórzaną sukienkę, szytą na miarę przez dość znanego projektanta (przepraszam, teraz już nie pamiętam, którego).
Choć tak, jak wspomniałam, w obrót rzeczami z drugiej ręki zaangażowało się sporo ludzi, których stać na zakup rzeczy nowych, wciąż część osób korzysta z takiej opcji, bo ich budżet jest ograniczony. Ja wiem, że według statystyk mamy wśród uczniów szkół niedożywienie, a nie głodówkę. Wiem, że bezrobocie, za którego ujawnienie politycy ciągali się przed wyborami po sądach (ze stwierdzeniem sędziego, że według dostępnych informacji wraz z pandemią wzrosło) podobno nie istnieje. Wiem też, że obecny rząd przy każdej okazji chwali się, że nasza gospodarka ma się świetnie, bo pińcet+, bo trzynasta, czternasta i piętnasta emerytura i nawet przedsiębiorcy dostali po pięć tysięcy (które starczy im na opłacenie czynszu na miesiąc lub dwa). Zdaję sobie sprawę, że Golec Orkiestra, Bayer Full czy Kamil Bednarek mają wyjebane w kosmos przychody, co policzył algorytm przyznający dotacje poszkodowanym przez pandemię artystom. Prawda jest jednak taka, że wciąż mamy w naszym kraju całkiem sporo ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić na bardzo wiele rzeczy. Nie mam tu na myśli tych, którzy przy każdej możliwej okazji mówią „dej”. Być może twój czy mój sąsiad w tej chwili kombinuje co jutro do garnka włożyć, żeby dzieciaki głodne nie chodziły. My często o tym nie wiemy. Niestety ludzie, którzy nigdy nie musieli oglądać każdej złotówki ze wszystkich stron, zanim ją wydali, nie zawsze rozumieją takie sytuacje. Ci, którzy żyją w ubóstwie, też często się z tym nie obnoszą, bo chcą zachować swoją godność. Tym bardziej serce rośnie, jak widzę, że ktoś ogłasza się na Facebooku, że ma coś do wydania i stara się wyszukać tego, kto jest najbardziej potrzebujący.
Dla wielu ludzi już podstawowa segregacja śmieci to powód do narzekania. Przez jakiś czas odkładaliśmy puszki, które można oddać na złomie i pakowaliśmy do osobnego worka. Z jednej strony nienawidziła, a z drugiej doceniałam momenty, gdy przez kuchenne okno widziałam pana, który przychodził wybierać z naszego śmietnika puszki ze swoim synkiem. Serce pękało, bo dzieciak powinien w tej chwili bawić się z rówieśnikami. Kopać piłę czy grać na konsoli. Niestety żyjemy w czasach, gdy dzieciaki często są okrutne i taki chłopczyk będzie gnębiony w szkole, bo nie ma markowych ciuchów i najnowszego smartfona. Najstraszniejsze w tym wszystkim jest to, że wciąż robimy niewiele, żeby takim sytuacjom zapobiec. I choć ten widok dzieciaka patrzącego, jak jego tata grzebie w śmieciach, zawsze mnie dołował, to był też dobrą lekcją. Często nie doceniamy tego, że mamy dach nad głową i co do garnka włożyć. To są nasze podstawowe potrzeby. A wielki dom i Ferrari w garażu wymyśliliśmy sobie sami. Pamiętajmy jednak, że to, co dla nas jest błahe, dla innych może być skarbem.
Na rzeczach z drugiej ręki można też zarobić
Co prawda nie jest to raczej łatwy pieniądz, ale znajdują się śmiałkowie, którzy sprzedają to, co dostaną za friko lub tanio kupią. Wiem, że na grupach, w których ludzie oddają za darmoszkę, jest wielu przeciwników późniejszej odsprzedaży. Ci, którzy wyrzucają na śmietnik, raczej nie mają już nic do powiedzenia. 😉 Czy można na tym zbić kokosy? Ciężko mi ocenić. Ja sama wolałam swoje niepotrzebne rzeczy oddać, niż sprzedać, bo nie chciało mi się odbierać telefonów, użerać się z potencjalnymi nabywcami, a przede wszystkim zależało mi na czasie. Zarobek jest pewnie w dużej mierze uzależniony od tego, co chcesz sprzedać. Jeśli wystawisz gdzieś kilka przeciętnych talerzy zdobytych bezpłatnie, to raczej trzeba mieć sporo szczęścia, żeby na tym wiele ugrać. Prawdopodobnie inaczej wygląda sytuacja, gdy dorwiesz jakieś prawdziwe perełki lub przytulisz jakieś ciekawe meble z wystawki i poddasz je renowacji. Ale tu już potrzeba wiedzy, czasu i pracy, więc nie jest to wcale taki łatwy zarobek, jak mogłoby się wydawać.
Niedawno postanowiłam, że pozbędę się części swoich rzeczy. Były to przedmioty, które ja sama kupiłam w starociarniach. Miały mi służyć jako rekwizyty przy robieniu zdjęć na bloga. Niestety ich ilość mnie przytłoczyła. Nie tylko zabierały miejsce, ale też nadmiar utrudniał decyzję, których rzeczy użyć w poszczególnych sesjach. Wiele z nich nigdy nie doczekało się swoich przysłowiowych pięciu minut, Początkowo myślałam o sprzedaży, jednak zdecydowałam się na „rozdawkę”. Zależało mi na czasie. Gdyby m je wystawiała na portalach, to prawdopodobnie zalegałyby mi dość długo, a to niosło ryzyko, że bym się rozmyśliła i postanowiła je zachować. Mówię o kilkudziesięciu drobiazgach. Samo zrobienie ładnych zdjęć i wystawienie ogłoszeń zajęłoby mi bardzo dużo czasu, a zysk by był stosunkowo niewielki. Przedmioty znalazły już nowy dom, a ja nie żałuję, że oddałam je za darmo ludziom, którym się przydadzą.
Rzeczy z drugiej ręki mają duszę, często są też lepszej jakości
Myślisz, że rzeczy stawiane obok śmietnika czy odzież w second handzie to po prostu śmieci? Czas najwyższy zweryfikować ten pogląd! Częstym argumentem, który podawały mi osoby zapytane, dlaczego pozyskują rzeczy z drugiej ręki była tak zwana „dusza” i jakość. Porównajmy na początek meble. Co bardziej zasługuje na miano śmiecia, stolik LACK, który kupisz za 25 zł w Ikei, a po dwóch latach będzie w stanie średnim, czy stolik z czasów PRL, który po kilkudziesięciu latach wciąż się dobrze trzyma? Bardziej wartościowy jest t-shirt z lumpeksu, który jest wykonany z dobrej bawełny i dobrze odszyty, więc po roku wciąż wyglądasz w nim jak milion dolarów, czy koszulka, którą kupisz w sieciówce za 10 zł, a po dwóch praniach nie będzie się nadawała nawet na szmatę do podłogi? Myślę, że zdecydowanie zbyt rzadko zadajemy sobie takie pytania.
Inna sprawa, że wiele osób nie chce mieszkać w mieszkaniu jak z katalogu i nie chce nosić się tak, jak wszyscy się noszą. W secodn-handach czy „starociarniach” można znaleźć naprawdę oryginalne rzeczy! Dla jednych fakt, że ktoś użytkował przed nimi daną rzecz będzie niewygodny. Dla drugich będzie to świadczyło o tym, że przedmiot ma swoją historię i to im się właśnie podoba. To są te tak zwane „rzeczy z duszą”. Na swój sposób unikatowe, z przeszłością.
Jedna z dziewczyn napisała mi, że dąży do minimalizmu i już od dwóch lat nie kupuje ubrań. Wymienia się z innymi. W ogóle jej nie boli, że ktoś te ubrania przed nią nosił. Wręcz przeciwnie. Robi jej się miło, gdy pomyśli, od kogo je dostała, a przy okazji może jeszcze trochę powspominać.
Dlaczego ludzie decydują się oddawać swoje rzeczy innym?
Obrót artykułami z drugiej ręki to nie tylko branie, ale też oddawanie. Dla jednych to głupota, bo przecież można sprzedać. Innym może to zaimponować. Wszystko zależy od tego, jak spojrzymy na sprawę. Gdy zrobiłam mały wywiad na Facebooku, o którym wspominałam już wcześniej, odezwało się wiele osób, które same nie biorą, ale chętnie oddają używane rzeczy. Co jest ich motywacją?
Ekologia i ograniczenie konsumpcjonizmu
Tak, wiem, wspominałam już ten argument jako motywację osób, które biorą. Pamiętaj jednak, że osoby, które dają, też przyczyniają się do ograniczenia sprzedaży, a tym samym nadprodukcji. Oczywiście zawsze znajdą się tacy, którym ciągle mało. Mimo wszystko za każdym razem, gdy ktoś otrzyma za darmo coś z drugiej ręki, co chciał wcześniej kupić, to ogromne przedsiębiorstwo produkujące po taniości w Azji dostanie prztyczka w nos. 😉 Jest to też okazja, aby pokazać przysłowiowego fakolca sprzedawcom, którzy wykorzystują ludzi przy każdej okazji. W czasie, gdy pisze ten artykuł, wiele osób się cieszy, bo Amazon zamierza wejść na polski rynek. Jest też spore grono ludzi, którzy uważają, że jego właściciel jest ogromnym lujem i chętnie odbiorą mu okazję, aby się jeszcze bardziej wzbogacił kosztem innych. To tylko przykład, ale chyba dość obrazowy.
Wsparcie potrzebujących i organizacji non profit
Tak, jak pisałam wyżej, często nie jesteśmy świadomi tego, że to, co dla nas zbędne, komuś innemu może być bardzo potrzebne. Mam na myśli zarówno osoby, które mają skromny budżet, jak i organizacje non profit i inne tego typu. Niestety ci, którzy wyciągają od nas pieniądze teoretycznie na jedzenie, a w praktyce np. alkohol czy szemrane fundacje robią faktycznie potrzebującym czarny PR. Kto raz się przejedzie, ten później będzie miał naprawdę ograniczone zaufanie. Tym lepiej, że nie zawsze trzeba rozdawać pieniądze, żeby komuś pomóc. Czasem wystarczy oddać coś, co nam jest niepotrzebne.
Znajomi niedawno się przeprowadzali z domu do mieszkania. Okazało się, że bardzo wiele rzeczy, które zgromadzili, zwyczajnie im się już nie przyda. Nie mieli zbyt wiele czasu na bawienie się w sprzedaż, a firma odbierająca odpady zabierała gabaryty raz na miesiąc (i się nie wstrzelili). Po zaciągnięciu języka okazało się, że całkiem niedaleko zamieszkała rodzina, która prowadzi rodzinny dom dziecka. Zamienili mieszkanie z mniejszego na większe, nie mieli prawie nic. To, czego znajomi chcieli się pozbyć, było dla nich bardzo przydatne.
Dlaczego właściwie mamy opory przed używaniem rzeczy z drugiej ręki?
Wiadomo, ile osób, tyle poglądów. Z doświadczenia jednak wiem, że mamy dwa główne powody, żeby nie nie kupować w second-handach i nie brać rzeczy od obcych lub spod śmietników.
Jeden z nich to wstyd. Mimo że dawniej sąsiedzi wymieniali się niepotrzebnymi rzeczami, a dzieciaki z osiedla dziedziczyły po sobie książki i ubrania, to jeszcze kilka lat temu wstyd było wejść do lumpeksu. Branie rzeczy spod śmietnika czy z wystawki? Przecież to śmieci. Kto zbiera śmieci? Żebracy i biedacy. Czasy się jednak zmieniły. Teraz tak bardzo skupiamy się na sobie (i ewentualnie życiu celebrytów), że nawet, jeśli dziś ktoś zobaczy, że zabierasz coś z wystawki, jutro pewnie nie będzie o tym pamiętał.
Gdy zapytałam ludzi używających rzeczy z drugiej ręki, czy nie mają oporów przed braniem rzeczy spod śmietnika, to jedna osoba bardzo ładnie to skwitowała. Napisała, że jeśli zauważy coś fajnego pod śmietnikiem, to po prostu podchodzi i bierze, bez żadnych oporów, bo obcych ludzi i tak nie obchodzi jego życie, więc ma z tym totalny luz.
Drugim istotnym powodem, który może nas zniechęcić do przygarniania używanych przedmiotów, są względy higieniczne. Jeszcze jak bierzemy od znajomych, to ok, ale od obcych? Nie wiadomo kto tego używał, jak tego używał… Teoretycznie podejście całkiem słuszne. Zastanawia mnie tylko, jak wiele osób pierze ubrania tuż po ich zakupie w „normalnym” sklepie? Przecież nie wiemy, ile osób przymierzało je przed nami. Nie wiemy, czy te osoby trzymały odpowiednią higienę. Tym bardziej latem, gdy z nieba leje się żar, a z potencjalnych nabywców pot. 😉 Gdy kupujemy nowe naczynia, to najpierw je solidnie myjemy. Wiele się z nimi działo. Proces wytworzenia, pakowania, magazynowania, transportu. Potem dotykały ich tysiące paluchów i nie wiadomo, gdzie wcześniej te paluchy były. Nie wiemy, ile osób kichnęło na te gary, zanim je kupiliśmy. Naczynia z drugiej ręki też można umyć, a nawet odkazić! Powinniśmy patrzeć na ten aspekt szerzej, szczególnie teraz, gdy walczymy z koronawirusem. Wbrew pozorom niewiele osób zdaje sobie sprawę, że aby zakupy w „normalnych” sklepach były naprawdę bezpieczne, po powrocie ze sklepu powinniśmy odkazić wszystkie nabyte produkty, a owoce i warzywa ewentualnie umyć detergentem. W tym świetle argument, że branie przedmiotów z wystawek czy kupowanie ubrań w second-handach jest niehigieniczne, traci na wartości.
Mogłabym teraz przytoczyć kilka fajnych wypowiedzi o tym, jak ludzie mieli opory przed braniem używanych rzeczy, ale się przełamali. Pomyślałam jednak, że przytoczę sytuację, która dotyczy rzeczy nowych i dobrze pokazuje, że wcale nie są takie higieniczne, jak nam się wydaje. Gdy pracowałam w korporacji, była ze mną w zespole dziewczyna, która wcześniej była kierowniczką w popularniej odzieżowej sieciówce. Opowiedziała nam, jak musieli z obsługą sklepu myć towar, bo torebki w drodze z Azji do Polski zaczęły pleśnieć. Zmywała grzyb z towaru, za który klient zapłacił normalną cenę.
Gdzie szukać lub oddawać rzeczy z drugiej ręki?
Miejsc, w których można szukać lub oddawać używane przedmioty wciąż przybywa. Które wybrać? Wiele zależy od tego, czy chcesz zarobić, czy oddać za darmo, kupić, czy przyjąć bezpłatnie.
Jeśli chcesz spróbować sprzedać niepotrzebne rzeczy, możesz się ogłosić np. na platformach sprzedażowych takich jak OLX czy Allegro, albo skorzystać z dobrodziejstwa portali społecznościowych. Możesz też wystawić swoje stoisko na pchlim targu. Czasem lumpeksy skupują używane ubrania od osób prywatnych. Także sklepy nazywane „starociarniami” czasami przyjmują towar z prywatnych rąk. Musisz się jednak liczyć z tym, że tak, jak wspominałam już wcześniej, być może zajmie ci to chwilę czasu i nie zbijesz kokosów.
Jeśli chcesz oddać coś bezpłatnie, to np. na OLX jest też kategoria „oddam za darmo”. Na Facebooku jest wiele grup, w których ludzie się ogłaszają i znajdują nowych właścicieli dla niepotrzebnych przedmiotów. Ja chętnie korzystam z „Uwaga, śmieciarka jedzie!” (duże miasta mają swoje „śmieciarkowe” grupy). Tam nie tylko można się ogłosić ze swoimi rzeczami, ale też dawać informacje o ciekawych fantach z wystawki czy spod śmietnika. Tylko z góry uprzedzam, tam skarby bardzo szybko znikają. 🙂 Kolejnym plusem grup jest to, że czasem ludzie podrzucą kontakt do organizacji non profit, które można wesprzeć.
To przez grupę „Uwaga, śmieciarka jedzie” dowiedziałam się o organizacji Food Not Bombs, która raz w tygodniu rozdaje jedzenie potrzebującym. Okazało się, że potrzebują słoików, aby pakować ludziom jedzenie „na wynos”. Nawet nie wiesz, jak ciepło mi się zrobiło na serduchu, jak po prostu zebrałam trochę słoików od innych, dorzuciłam kilka swoich i zawiozłam na „rozdawkę”. Dla mnie to mały gest, ale dla potrzebującego i organizacji istotna sprawa.
Możesz też oddać swoje skarby do sklepów charytatywnych. Sama jeszcze tego nie robiłam, ale podobno daje to całkiem sporo satysfakcji. No i jest jeszcze najprostszy sposób, czyli wystawienie rzeczy koło śmietnika. Warto jednak pamiętać o kilku sprawach, dzięki którym przedmioty szybciej znajdą nowych nabywców. Jeśli wynosisz coś do wiaty śmietnikowej, to postaw obok kontenera. Nie wszyscy chcą nurkować w śmietniku, a stojącą luźno rzecz wystarczy chwycić i już. Jeśli mieszkasz na osiedlu zamkniętym, to trudniej się dostać do śmietników. Widzę, że na grupie „śmieciarkowej” ludzie wysyłają sobie kody do bramki w wiadomościach prywatnych. U mnie obok bramki, już poza odgrodzonym terenem jest stacja transformatorowa. Przyjęło się, że właśnie tam odkładamy rzeczy, których nie chcemy. Gdy wystawiasz sprzęt AGD czy rzeczy zapakowane w torby lub kartony, to szybciej je ktoś przyganie, jeśli zostawisz informację, że sprzęt jest sprawny lub co znajduje się w pudłach i torbach. Ja wiem, że to brzmi niedorzecznie. Nie dość, że coś oddajesz za darmo, to jeszcze masz jakieś karteczki przyklejać… Być może zmienisz zdanie, gdy zobaczysz, że coś z twoich rzeczy się komuś przydało!
Gdy postanowiłam, że rozstaję się ze swoimi blogowymi „propsami”, postanowiłam najpierw spróbować na Instagramie. Mam tam znajomych blogerów, którzy dobrze by wiedzieli, co zrobić z moimi skarbami. Jak wspominałam już wcześniej, miałam kilkadziesiąt rzeczy do wydania. Najpierw musiałam zrobić im zdjęcie i puścić informację, że chcę się ich pozbyć. Robiłam to partiami, więc na bieżąco ogarniałam, co do kogo ma iść. Brali je ludzie z całej Polski, więc dodatkowo musiałam je zapakować w paczki, które będą odporne na szkody transportowe. Kolej a kwestia to ogarnianie przelewów za przesyłkę. Wiadomo, to, że rozdawałam rzeczy, nie oznaczało, że mam ochotę wyłożyć 100 zł na paczkomaty. Na koniec trzeba było te paczki nadać w paczkomatach. Sporo zachodu, tym bardziej że nie miałam z tego żadnych zysków. No, poza tymi, które dla mnie były najważniejsze… Rzeczy znalazły nowy dom, a ja mogłam komuś sprawić przyjemność!
Jeśli chodzi o przyjmowanie rzeczy z drugiej ręki, to mogę powtórzyć wszystko to, co napisałam wyżej. Tam, gdzie inni je zostawiają, tam ty możesz je znaleźć, całkiem logiczne. 😉 Dodam jeszcze, że w przypadku domków jednorodzinnych prawdziwe Eldorado to czas, gdy zbliża się odbiór gabarytów przez firmy obracające odpadami. Od mniejszych przedmiotów jak np. rowerki dziecięce, po naprawdę spore fanty, np. meble, pralki i lodówki.
No dobrze, wspomnę ci jeszcze o nietypowych miejscach, w których można znaleźć coś ciekawego z drugiej ręki. Zdarzyło mi się wygrzebać skarby na skupie złomu. Nie byłam tam na zakupach, tylko zostawić surowiec, ale wypatrzyłam półki, na których były odłożone co lepsze kąski. Gdy poszłam za nie zapłacić, to się okazało, że najładniejsze rzeczy stoją na półce za kasjerką. Jest też mała miejscowość, która zasłynęła ze sprzedaży rupieci, Czacz. Ja dowiedziałam się o niej z e-booka o fotografii kulinarnej (blogerzy kulinarni często bazują na starociach). Jeszcze tam nie byłam, ale chętnie się kiedyś wybiorę. Co prawda podobno najlepsze czasy Czacz ma już za sobą, ale nawet jak się nie obkupię, to przynajmniej zaspokoję ciekawość. Poniżej podrzucam ci filmik, na którym panowie z grubsza pokazują „polską stolicę rupieci”.
Czy moim zdaniem warto obracać rzeczami z drugiej ręki?
Nie będę cię przekonywać, że masz przestać kupować i pozyskiwać tylko używane przedmioty. Wiem, że są ludzie, którzy tak robią, ale nie oznacza to, że wszyscy tak muszą. Napisałam ten artykuł po to, aby pokazać, że kształtuje się bardzo fajny trend. Jeśli dzięki temu ograniczysz choć trochę konsumpcjonizm, zamiast po prostu wyrzucać, będziesz przekazywać rzeczy dalej, to ja już będę bardzo zadowolona! A kto wie, może też spojrzysz na używane rzeczy bardziej przychylnym okiem i coś sobie przygarniesz?
Uprzedzam jednak, że dawanie używanym rzeczom drugiego domu niesie ze sobą ryzyko zbieractwa. Jeśli coś jest bardzo tanie albo wręcz za darmo, to łatwo popaść w przesadę i zgarniać nawet te fanty, których nie potrzebujemy. Takie zachowanie nie tylko spowoduje, że się zagracisz, ale też być może odbierzesz szansę komuś, kto naprawdę będzie w potrzebie.
Dlatego najlepiej sprawdzi się zasada „wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem”!
Muszę przyznać, że nie mam oporów przed noszeniem ubrań z lumpeksów, i wiem, że można tam wyszperać prawdziwe perełki, jednak ja….nie znoszę marnować czasu na przewalanie tony ciuchów, albo przeglądanie wieszaka po wieszaku. To jest dla mnie niestety jedyny minus. Tak samo z innymi przedmiotami z wystawki – nie mam takiego zmysłu, żeby zobaczyć w tych rzeczach potencjał, ja widzę tylko stary grat. Ale gdyby ktoś to zrobił za mnie – wyszukał, odnowił itp. to potem chętnie bym przytuliła takie cudo. Za to chętnie oddaję niepotrzebne i nieużywane przeze mnie rzeczy. Jeszcze kiedy mieszkałam w Polsce to w moim mieście… Czytaj więcej »
Z kupowaniem ubrań w lumpeksach masz zupełną rację. To są godziny spędzone na zakupach. Nie tylko trzeba się przewalić przez tonę wieszaków z ubraniami, które nam się nie podobają, ale też wyszperać odpowiedni rozmiar. to nie „normalny” sklep, gdzie po prostu pytasz panią o rozmiar i ona pomaga Ci go znaleźć. Nie ma, to nie ma, kij Ci w oko 😉 Chyba dlatego część ludzi robi sobie z tego po prostu hobby… A co do oddawania rzeczy do sklepów charytatywnych itp., to nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować dużego serduszka! U nas wciąż mało osób korzysta z tej możliwości.… Czytaj więcej »
A wiesz, że nawet nie wiedziałam, że w Polsce już się pojawiły sklepy charytatywne? Zanim ja z Polski wyjechałam to jeszcze ich chyba nie było, bynajmniej ja nie kojarzę.Tu są bardzo popularne. W moim miasteczku (ok.1000 mieszkańców) są chyba 3. I prawie każda większa organizacja charytatywna ma swoje sklepy w każdym mieście. I naprawdę sporo ludzi oddaje tam to czego już nie potrzebują. A teraz przez pandemię niestety te sklepy są zamknięte. Jak w ubiegłym roku na chwilę zdjęli lockdown, to w wielu takich sklepach mieli taki nawał towaru, że wisiały kartki, że chwilowo nic nie przyjmują, bo nie są… Czytaj więcej »
U nas to wygląda tak, że te miejsca, gdzie zysk idzie na cele charytatywne są już co najmniej od kilku lat, ale wciąż się chyba nie spopularyzowały. Ina sprawa, że towar, który do nich trafia, też często jest dla „koneserów”. No i opinia o fundacji-matce też chyba ma spore znaczenie. U nas np. Caritas jest od jakiegoś czasu na cenzurowanym. Tak, jak Jurek Owsiak i WOŚP są transparentni i rząd skrupulatnie rozlicza ich z każdej złotówki, tak z tego, co słyszałam, dostęp do cyferek Caritasu nie jest już taki ławy. Jeśli chodzi o kontenery na odzież, to też głupio wyszło.… Czytaj więcej »
Bardzo fajny wpis! 🙂 Dla mnie jest super opcją, żeby kupować rzeczy z drugiej ręki, bo ważne są dla mnie kwestie środowiskowe, ale też muszę przyznać, że to jest ulga dla portfela jak mogę kupić coś taniej, a jest dobrej jakości. Z portalu, ktorego ostatnio zaczelam korzystac to less.app i udalo mi sie tam juz fajne rzeczy wypatrzec 😀
Cześć Milena! Dokładnie tak, rzeczy z drugiej ręki to nie tylko ulga dla środowiska, ale też dla portfela! Warto jednak uważać, żeby nie popłynąć, bo niska cena kusi, żeby kupować więcej, a potem można skończyć jak ja kilka lat temu, gdy zapakowałam worki ubrań do oddania, a części z nich nigdy nawet nie ubrałam, bo zapomniałam, że je w ogóle mam 😉 Jeśli chodzi o aplikację, to jak Ci się sprawdza? Czytałam opinie, że jest mega powolna, niewygodna w użytkowaniu a jedyny jej plus, że nie ma opłat…
Dziękuję Ci za ten wpis,który bardzo duzo uświadamia. Juz od pewnego czasu niedługiego,bo od czasu pandemii postepuję tak jak napisałaś. Mniej kupuję,jeśli totylkoz drugiej ręki,oddaję,sprzedaję za niewielkie pieniądze,pozbywam się rzeczy których nie potrzebuję. Jest mi z tym dobrze.Jednak do wszystkiego trzeba dojrzeć.Wmoim przypadku póżno,ale lepiej późno nisz nigdy.Pozdrawiam bardzociepło i dziękuję.
Cześć Dana! Bardzo przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, niestety gdy odczytałam Twój komentarz, Ukraina była już zaatakowana przez Rosję i tak mnie to rozbiło, że nie dałam rady sklecić kilku zdań trzymających się kupy… Strasznie się cieszę, że wpis Ci się spodobał! Gratuluję zdrowego podejścia do konsumpcjonizmu 🙂 Myślę, że obecna sytuacja, czyli ta paskudna wojna też nam trochę otworzy oczy. Docenimy to, że mamy prąd, gaz, ciepła wodę, a nawet w ogóle wodę… Tak jak dawniej się mówiło, że się tego całego dobytku do grobu nie zabierze, tak teraz emigranci pokazują, że nie trzeba aż tak drastycznych zdarzeń jak… Czytaj więcej »