Skąd mi przyszło do głowy, żeby poruszyć tak trudny temat, jakim jest ciałopozytywność? „Zainspirowała” mnie „drama”, która rozegrała się między dwoma bardzo popularnymi influencerkami. Naczelna „trenerka wszystkich Polek” wrzuciła na swój Instagram wpis o tym, żeby nie wstydzić się wysportowanego ciała, bo to nic złego, że ktoś o siebie dba. Niedługo później najbardziej znana ginekolożka wstawiła swoje zdjęcie spod prysznica, na którym jej ciało jest dalekie od tzw. doskonałości. Jasno dała do zrozumienia, że na Instagramie promuje się wyidealizowane ciała jako zdrowe, a one zdrowe nie są. Która ma rację? Prawda leży jak zwykle po środku. Szkoda tylko, że dwie kobiety o tak dużych zasięgach, zamiast grać do jednej bramki, wolą skakać sobie do gardeł i jeszcze bardziej polaryzować społeczeństwo.
Ciałopozytywność to nie opinia influencerki czy sąsiadki!
Żyjemy w czasach, w których internet roztrząsa wszystkie problemy tego świata. Od tego, czy Magda Gessler ma prawo sprzedawać pączki za 12 zł po to, jakie ciało jest ładne, a jakie nie. Nie zapominaj jednak, że twoje ciało to twoja sprawa! Tak, jak nikt nie przeżyje za ciebie twojego życia, tak nikt nie może rościć sobie praw do decydowania o tym, jak wyglądasz. Oczywiście twoje ciało może się komuś podobać lub nie. Nie oznacza to jednak, że masz obowiązek wyglądać tak, jak ten ktoś sobie tego życzy. To, że ktoś lubi chude tyłki, nie oznacza, iż twoja soczysta brzoskwinka jest do bani. Tak samo moda na duże kupry nie zobowiązuje cię do umówienia się na wszczepienie implantów. Nie ważne, czy nosisz rozmiar S, czy XL, gdzieś na tej planecie jest osoba, której się to będzie podobało. Najważniejsze jednak, aby podobało się tobie!
Choć to bywa trudne, warto zaakceptować to, jak się wygląda! Swoje kształty, piegi, zmarszczki i inne takie… I piszę to ja, osoba, która była już w życiu chuda jak patyk, miała tzw. fit sylwetkę, a obecnie dźwiga nadprogramowe kilogramy. Osoba, która wstawiając zdjęcia swoich rąk w internety, nigdy nie ma pewności, czy jakiś lepszy cwaniak nie napisze „ogol łapy”. Wbrew pozorom samoakceptacja nie oznacza, że masz zostać w miejscu, w którym jesteś. Jak najbardziej możesz nad sobą pracować, aby dojść do takiej formy, w jakiej się najbardziej lubisz. Chodzi głównie o to, żeby nie urządzać sobie każdego dnia samobiczowania, bo np. zjadłaś w życiu o dwa pączki za dużo i teraz rozmiar twojej pupy nie chce się dogadać z przepustowością futryny. 😉 Takie robienie sobie wyrzutów nie tylko w niczym nie pomoże, ale wręcz zaszkodzi.
Bo u sąsiada trawa zawsze bardziej zielona…
Od kiedy pamiętam, moje koleżanki z małym biustem mówiły, że chciałyby mieć większy. Znajome z „dużym cycem” chciały mieć mniejszy. Te o sportowej posturze pragnęły krągłości, a te krągłe nie zawsze cieszyły się z tzw. apetycznej pupy czy sporych buforów. Blondynki chciały być brunetkami, a te o prostych włosach marzyły o burzy loków. Ale czy gdyby im to wszystko pozamieniać, to by były bardziej szczęśliwe? Przez chwilę pewnie tak, ale na dłuższą metę cholera wie.
Nawet nie wiesz, jak często dziewczyny z większymi bimbałkami chętnie by się podzieliły dobytkiem z tymi płaskimi jak deski. Duży biust to nie tylko seksapil. To też bóle pleców, konieczność noszenia stanika nie tyle dla wyglądu, co dla komfortu poruszania się. Uwierz mi, że te „cycate” też trochę zazdroszczą dziewczynom z mniejszym biustem. Nie zapominajmy, że większe piersi to też nie zawsze wspomniany seksapil. Wielu panów woli bardziej „sportowe” modele.
A co z tymi szczupłymi dziewczynami, którym tak często mówimy „ty to masz dobrze”? Też nie zawsze mają lekkie życie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak często słyszą „facet nie pies, na kości nie poleci”. Albo moje ulubione „zjedz jeszcze troszkę, tak marnie wyglądasz”. I choć pulchne dziewczyny mogą uważać, że „aleś ty się upasła” boli bardziej, to coś mi się wydaje, że w obie strony boli tak samo. Nikt nie lubi słuchać przytyków na swój temat, niezależnie od tego, czy nosi rozmiar 34, czy 43.
Prawda taka, że nigdy nie będzie idealnie
Byłam już kiedyś chuda jak patyk. Ba, byłam nawet chuda z dużym biustem. Zdarzyło mi się czasem słuchać uwag, że jestem nieproporcjonalna. Miałam takiego miłego kolegę, który nie dawał mi zapomnieć, że większe cycki są spoko, ale nie z takim płaskodupiem jak moje.
Jak już mi ta dupa też urosła i w końcu zrobiłam się proporcjonalna, to nie było lżej. Wiesz jak trudno teraz kupić ubrania, jeśli ma się figurę klepsydry? A im bardziej byłam wysportowana, tym było gorzej. Musiałam zacząć kupować ciuchy z domieszką streczu, bo jak mi się cycki w koszulkę zmieściły, to na brzuchu czy plecach wyglądała jak spadochron. Jeansy zawsze z podwiniętą nogawką, bo w takie na mój wzrost mi tyłek nie wchodził.
Ale pewnie nie mogłam się opędzić od komplementów? Owszem. Mój ulubiony to pytanie, które zadał mi kiedyś koleś w toalecie, gdy świętowałam w knajpie swoje 30-ste urodziny. Zapytał jednoznacznie „ile ci płacą?”… Może dałabym mu w ryja, ale i tak już miał obitą mordę, ewidentnie trudny charakter. I żeby było jasne, nie ubrałam się bardziej wyzywająco, niż inne babki. W takiej samej sukience widywałam dziewczyny w mojej pracy (w korporacji, nie klubie ze striptizem 😉 ). Niestety kobiety uważane za atrakcyjne wbrew pozorom nie mają lekkiego życia. Choć coś powoli pęka w naszym skostniałym społeczeństwie, to wciąż stereotypy „ładna, to głupia” czy „ładna, to pewnie lubi się bzykać” mają się świetnie. Na szczęście ja wtedy uprawiałam dużo sportu, a nie jest tajemnicą, że aktywność fizyczna wspomaga samoocenę. Prawdopodobnie dzięki temu zaczęła się u mnie budować jakaś samoakceptacja.
Niestety przyszły gorsze czasy. Obecnie zmagam się z lekką nadwagą, więc ta kiełkująca samoakceptacja przechodzi ciężką próbę. Mam dużo szczęścia, bo tyję proporcjonalnie, więc nie wyglądam jak typowa kulka. Dodatkowo załapałam się na super czas, bo przecież ciałopozytywość weszła na salony! A prawda taka, że ja teraz muszę się zderzyć z tymi wszystkimi stereotypami, w które kiedyś sama wierzyłam. Społeczeństwo wpoiło mi, że jak mam grube nogi i cellulit, to nie mogę nosić szortów. Uwierzyłam, że jak ktoś ma oponę, to musi nosić luźne koszulki. A dresy? Dresy noszę, bo lubię! Akurat o dziwo szczuplej wyglądam w jeansach, więc od dresów proszę mi się odczepić! 😉
Pamiętaj, że twoje ciało to nie pomidorowa, nie musi wszystkim smakować!
Podobno opinia jest jak dupa -każdy ma swoją. No i nigdy się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Jesteś za gruba i chcesz schudnąć? Spróbuj! Jesteś za chuda i chcesz przytyć? Też spróbuj! Ważne jednak, żeby próbować, bo się samemu chce, a nie dlatego, że ktoś to na nas wymusił. No chyba, że był to lekarz z wynikami badań, które wskazywały powikłania związane z nadmierną utratą wagi lub otyłością.
To, czy ci ktoś dokucza, czy nie, to już sprawa drugorzędna. Uwierz mi, że faceci bywają wredni, ale baby wcale nie są dużo lepsze. A przecież nie możesz wojować z całym światem, prawda? No właśnie, to po co się tak przejmować?
W zasadzie warto słuchać tylko tej jednej pewnej osoby, która jako jedyna wytrzyma i zostanie z nami do końca życia.
(SIEBIE -jakby ktoś szukał w swojej głowie jakiegoś partnera życiowego) 🙂
Aż mi się przypomniało, jak moja dawna sąsiadka, kobieta w sędziwym wieku, wychowana w totalnym patriarchacie powiedziała mojej siostrze, że olać koleżanki, ma polegać wyłącznie na zdaniu swojego chłopaka. Bo koleżanki kiedyś znajdą sobie mężów i odejdą, a chłop na zawsze zostanie. Dziś to mi się wydaje tak niedorzeczne, że nic, tylko kaftan i do tworek. Ale to właśnie w nawiązaniu do tego, co napisałaś -większość tych „życzliwych” kiedyś z naszego życia zniknie, a my siłą rzeczy zostaniemy sami ze sobą do samiuśkiego końca 😉
Jako ciekawostka. Gdy byłam nastolatka pojawiły mi się rozstępy na udach. Dawne czasy internetów nie było, nie wiedziałam co to jest. Ale bardzo mi się podobało że jął się opaliłam to takie prawie srebrzyste promienie było widać. No a teraz już wiem że to be, bo rozstępy. 😉
o jaaa, Ewa, z jednej strony ten komentarz wywołał uśmiech na mojej twarzy, a z drugiej faktycznie cała „zabawa” w fajne życie sypie się jak domek z kart, gdy nas rzeczywistość dogoni. Pisząc rzeczywistość, mam na myśli te wszystkie zasady co jest dobre, a co złe, co wypada, co nie wypada itp…. Ja pamiętam, jak już się oswoiłam ze swoją blizną po operacji (od mostka do pępka), a potem poszłam z czymś do lekarza i lekarka na powitanie rzuciła „ojej, a kto pani taką brzydką bliznę zrobił?”… Noż kurwa mać, całe życie pod górę 😉