Tej jesieni Netflix intensywnie polecał mi serial „Emily w Paryżu”. Ja równie intensywnie ten serial olewałam. Do czasu, aż gdzieś na Instagramie przeczytałam opinię, że sceny z serialu faktycznie oddają to, jak zachowują się Francuzi. Po tej informacji musiałam obejrzeć choć jeden odcinek, z czystej ciekawości. Czego można się spodziewać po serialu? Postaram się nie spoilerować, tylko troszkę przybliżyć fabułę.
O czym jest „Emily w Paryżu”?
Netflix pokazuje nam historię Emily, pracownicy agencji marketingowej, która z USA przenosi się do Francji. Jak można się domyślić, agencja wysyła ją do swojej filii w Paryżu. Niestety na miejscu okazuje się, że lekko nie będzie. Jeśli zdarzyło ci się kiedyś odwiedzić Francję, to pewnie wiesz, że miejscowi niechętnie posługują się językiem angielskim i mają specyficzny sposób bycia. Na szczęście technologia pozwala trochę rozwiązać ten problem. Już przy pierwszym odcinku przypomniała mi się anegdotka z powrotu do domu z zimowiska we Włoszech i chętnie ją opowiem 😀 Sytuacja działa się na stacji benzynowej, tuż przy granicy z Niemcami. Jest późny wieczór, stoimy w kolejce do kasy, zmęczeni i głodnawi. Kasjerka marudzi przy każdej okazji. Że nie ktoś nie ma drobnych, że płaci drobnymi, że kartą, a terminal się zacina. Wtem wchodzi cudzoziemiec i chce zapłacić za paliwo, zanim jeszcze zatankuje. Kasjerka po polsku tłumaczy, że najpierw się tankuje, potem płaci. Pan pokazuje, że nie rozumie. Kasjerka powtarza, tylko głośniej. Pan dalej nie rozumie (myślałam, że to oczywiste). Kasjerka się nie poddaje, najpierw nam mówi, że to Ukrainiec i oni nic nie rozumieją, a potem krzyczy jeszcze głośniej to samo, co wcześniej. Pan stoi zrezygnowany, kasjerka przekonana o tym, że zrobiła wszystko, co mogła, stoi wkurzona. I wtedy wchodzę ja, cała na biało, odpalam Google Translator i tłumacze z polskiego na ukraiński „najpierw zatankować, potem płacić”. Pokazuję Panu telefon, Pan czyta, dziękuje i wychodzi zatankować. Cóż, niestety niektórzy wciąż myślą, że żyjemy w epoce średniowiecza (co widać po obecnych ruchach politycznych), ale co zrobić 😉 A wracając do serialu… Już na „dzień dobry” okazuje się, że kulturowo Amerykę i Paryż dzieli przepaść. Na szczęście tytułowa bohaterka jest osobą kontaktową, więc szybko buduje sobie „grupę wsparcia”. Dodatkowo ma w sobie ten amerykański pierwiastek, który każe jej szukać rozwiązania w sytuacjach pozornie bez wyjścia. Nie raz uratuje jej to skórę, ale już chyba wiesz, że w recenzjach produkcji Netflixa staram się nie zdradzać za dużo, prawda?
Czy Emily w Paryżu” to kolejny „Seks w wielkim mieście”?
W jednej z zapowiedzi od Netflixa pojawia się wzmianka o starym serialu „Seks w wielkim mieście”, ale tylko dlatego, że za oba seriale odpowiada ten sam twórca. Zupełnie na marginesie -byłam, a nawet nadal jestem jego fanką! Faktycznie w serialu przewija się wątek miłosny (a nawet sporo wątków miłosnych), akcja dzieje się w dużym mieście, pojawia się seks, więc może się troszkę kojarzyć z „Seksem w wielkim mieście”. Dodatkowo główną bohaterkę, czyli tytułową Emily można skojarzyć z Carrie Bradshaw przez fantazyjne kostiumy. Myślę jednak, że na tym podobieństwa się kończą. „Emily w Paryżu” bardziej przypomina mi film „Diabeł ubiera się u Prady”, bo pojawia się świat mody, wątek miłosny, seks, luksus, a także wredna szefowa. Jak wspomniałam, nie chcę zdradzać zbyt wiele, więc nie będę omawiać poszczególnych sytuacji 😉
Czy „Emily w Paryżu” to kolejna ckliwa historyjka o miłosci?
Trochę tak, trochę nie. Przede wszystkim tutaj nie ma „łatwych” związków. Prym wiedzie status „to skomplikowane”. Dodatkowo niektórych może irytować, że główna bohaterka zawsze wychodzi z opresji, choćby wpadła jak przysłowiowa śliwka w kompot. Co zrobić, przecież spełnia swój amerykański sen, tylko w drugą stronę 😉 Dużym plusem jest to, że serial pokazuje obecne realia, czyli choćby życie z nieustającym towarzystwem Instagrama. Nie tylko w kontekście prywatnym, ale też biznesowym. Oczywiście tutaj też wszystko zostało ujęte w sposób lekki, łatwy i przyjemny, średnio odzwierciedlający rzeczywistość 🙂
Miałam tylko sprawdzić, czy „Emily w Paryżu” przypadnie mi do gustu…
a okazało się, że wciągnęłam cały sezon nosem! Dosłownie kliknęłam „odtwórz” na ikonce „Emily w Paryżu” i jednym ciągiem pochłonęłam cały sezon! Dobrze, że nie miałam żadnej pilnej roboty do zrobienia 😉 Jak to możliwe? Odcinki „Emily…” nie są tak długie, jak większość seriali Netflixa. Trwają około pół godziny i uwierz mi, ten czas bardzo szybko mija. Zupełnie ja w przypadku „Seksu w wielkim mieście”. Serial ma lekką, ale momentami zaskakującą fabułę, więc jeśli ci się spodoba, to po prostu się przy nim zrelaksujesz.
Czy nie żal mi czasu, który poświęciłam na jakiś serial o pierdołach? A gdzie tam! Historia Emily bardzo skutecznie oderwała mnie od pracy, zmartwień czy choćby obecnej sytuacji politycznej i tematu pandemii. Nie zawsze trzeba czytać mądre książki i oglądać pouczające filmy. Niekiedy warto po prostu dać głowie odpocząć 🙂 Mało tego, mogę bez wstydu powiedzieć, że się wciągnęłam, że obejrzałam cały sezon z przyjemnością, ale też czekam na kolejny sezon! Czy będzie? Podobno ma być, ale wiadomo, covid szaleje i wszystko stoi. Wstępnie zapowiadają termin na wiosnę 2021 r., ale się nie zdziwię, jak będzie trzeba dłużej poczekać. Ja już przebieram nóżkami, po obejrzeniu daj znać, czy ty też!
Od ponad dziesieciu lat mieszkam w Paryzu, ciekawe, jak wiele clichés zawiera ten serial? Dla rozrywki, chetnie sie dowiem :). Pozdrawiam!
O, z tej strony nie spojrzałam, bardzo ciekawe, jak ten serial odbierają Francuzi! Nie będę ściemniać, ja we Francji jeszcze nie byłam, ale mój chłopak potwierdza „banał”, że po angielsku nawet w miejscowości turystycznej niechętnie z nim rozmawiają 😉
Warto zwrócić uwagę jak fajnie (prawidłowo) trzymają tam kieliszki Francuzi, widać że to kultura wina,
No tak, ja Tobie zaufam, bo przy Twojej wiedzy o winie moja jest nie tylko na poziomie zerowym, a wręcz w piwnicy 😉
Dzieki za podrzucenie tego serialu, uwielbiam serial z Carrie Bradshaw, ale jezeli choc troche z ekranu telewizora mozna otrzec sie o elegancki blichtr, to moze wprowadzic fajna odmiane od kowidowej szarzyzny i zamkniecia w 4 scianach. Pozdrawiam serdecznie Beata
Uwierz mi, że wyrwiesz się z covidu, bo tam często siedzą w restauracjach i na branżowych imprezach, więc jeśli u Ciebie też te lokale są zamknięte (w Pl można zamawiać tylko na wynos), to miło będzie sobie popatrzeć jak ludzie świetnie się bawią na mieście 🙂
Historia wydaje się bardzo ciekawa i nawet chętnie obejrzałabym ten serial… Niestety wiem, jak to się skończy 😉 Zdecydowanie nie jestem osobą, która ma cierpliwość do seriali. Takich, które obejrzałam od początku do końca było naprawdę niewiele, może nawet mogę je policzyć na jednej ręce. Dlatego podziwiam fanów seriali, mnie zdecydowanie łatwiej skupić się na książce (ale nie serii) 🙂
Muszę przyznać, że trochę zazdroszczę! Pewnie nawet nie wiesz, ile czasu oszczędzasz z takim podejściem 😉 Ja niestety należę do pożeraczy seriali i jeśli jakiś mnie zainteresuje, to jadę jak na taśmociągu. Nie jeden weekend już tak w życiu straciłam 🙂 Nie chcesz mi oddać trochę tego swojego braku cierpliwości? 😉