Kilka dni temu wróciłam z Kaszub, które były moją bazą wypadową do okolicznych miejscowości i do trójmiasta. Urlop to czas, gdy zwracamy mniejszą uwagę na kaloryczność czy wartość odżywczą posiłków, mniej też liczymy pieniądze. Mimo wszystko postanowiłam napisać o tym, na co uważać nad Bałtykiem, aby się nie otruć i nie dać naciągnąć. Poniżej wymienię kilka sytuacji z mojego życia, gdy otrzymałam źle przyrządzone jedzenie, potrawy słabej jakości lub dałam się nabrać na piękną nazwę w menu, a na talerzu już szału nie było. Polecam przeczytać, bo dzięki moim przygodom możesz uniknąć urlopu w toalecie i rozczarowań kulinarnych, a do tego oszczędzić trochę grosza.
Im bliżej plaży, tym drożej
Na początek coś oczywistego, na co jednak nadal łatwo się złapać. Podstawowa zasada gastronomiczna nad Bałtykiem – im bliżej plaży, tym drożej. Nie jest też powiedziane, że smaczniej. co więc zrobić, aby nie wydawać milionów na obiad? Są bardzo proste dwa sposoby. Możesz gotować samodzielnie lub jeść dalej od plaży. Nie musi to być drugi koniec miasta. Wiadomo, najwięcej smażalni ryb jest faktycznie blisko samego morza, możesz jednak czasem zjeść coś innego. Wybierz się na małą wędrówkę, nie tylko zjesz taniej, ale też poznasz lepiej okolicę. Mi kilka lat temu udało się zupełnie przypadkiem znaleźć w Sopocie indyjską knajpę niedaleko głównego deptaku. Zjadłam przepysznie, obsługa była rewelacyjna, a zapłaciłam dużo mniej niż w indyjskiej restauracji w mojej rodzinnej Bydgoszczy.
Pytaj obsługę, nie daj się naciągnąć
Wakacyjne kurorty to żyła złota dla gastronomii. Jak już wspomniałam, lubimy sobie wtedy pofolgować pod każdym aspektem, a nasza konsumencka czujność idzie w odstawkę. Sprzedawcy mają więc cały wachlarz możliwości, żeby nas naciągnąć. Ja złapałam się już na dwa podstawowe chwyty.
Kilka lat temu w niedużej turystycznej miejscowości zamówiłam rybę. Każdy przecież chce wykorzystać okazję i zjeść świeżą rybkę, prawda? No właśnie, zamówiłam więc dorsza pieczonego z miętą. Zapłaciłam sporo, ale czego się nie robi dla świeżej ryby. Wyobraź sobie moją minę, jak kelnerka postawiła przede mną talerz, na którym leżała jakaś zmasakrowana temperaturą mrożonka… Nad morzem upieczono mi rozmrożony filet, który pod wpływem temperatury zmienił się w jakąś rozklapiochę. Mało tego, całość była posypana suszoną miętą, a to tylko podbijało złe wrażenia. W życiu by mi nie przyszło do głowy, że coś takiego dostanę.
W tym roku natomiast złapałam się na piękną nazwę. Zamówiłam „schab gigant”. Gdy zobaczyłam jak kelner niesie ogromniasty półmisek nie byłam pewna, czy podołam. Jednak jak już ten półmisek wylądował na stoliku zobaczyłam, że jest w większości zapełniony kartoflami i kapustą, a wielkość samego kotleta nie robiła wrażenia.
Jeśli więc nie chcesz się dać naciągnąć pytaj. Pytaj, czy ryba świeża, czy z mrożonki. Jeśli menu nie wskazuje gramatury, to warto zapytać kelnera o wielkość porcji.
Nie daj się otruć, nie jedz podejrzanych produktów
Nad Bałtykiem nie trudno się czymś struć. Kupujemy frytki, kebaby, gofry, zapiekanki. Produkty bywają źle przechowywane, sprzęty brudne, a np. olej do głębokiego smażenia rzadko zmieniany. Jeśli więc podejdziesz do budki z fast-foodem i coś Ci się nie spodoba, poczujesz zniechęcający zapach czy np. zauważysz, że higiena nie jest na takim poziomie, na jakim byś chciał, to uciekaj. Nie ma się co bać, że będziesz głodować, bo akurat fast-foodu nad Bałtykiem nie brakuje. Natomiast właściciele punktów gastronomicznych będą robić wszystko, żeby sprzedawać jak najwięcej jak najmniejszym kosztem. Dlatego własnie uważaj na jakość produktów. Gdy poczujesz wyraźnie nieprzyjemny zapach oleju we frytkarni, uciekaj. Może się okazać, że jest on stary, spalony i nadaje się do śmietnika, a Tobie może tylko zaszkodzić. Zdarza się też, że w ramach oszczędności w tym samym oleju smaży się rybę, frytki i inne produkty, a to także mu nie pomaga. Kebaby, zapiekanki… Fast-food fast-foodem, ale patrz co Ci podają.
Ja w tym roku zamówiłam między innymi falafel z frytkami w kubeczku. Niestety połowa frytek poszła do śmietnika. Do budki trafiłam niedługo przed zamknięciem, zatem dostałam miks frytek usmażonych wcześniej z tymi prosto z paczki. Efekt był taki, iż część frytek była spalona, część zarumieniona, a część prawie surowa. Wynika to z faktu, że przed zamknięciem kucharzowi zależy, aby wyprzedać wszystko, co mu zalega. Stąd właśnie u mnie frytki, które się wcześniej nie sprzedały, a że wrzucono je na raz z surowymi, to nie dało się wszystkiego równomiernie wysmażyć. O potencjalnych efektach zjedzenia surowych ziemniaków chyba nie muszę Tobie pisać…
Jeśli więc w trakcie jedzenia zaczniesz mieć wątpliwości, czy dostałeś dobry produkt, czy jednak coś, co może Ci zaszkodzić na żołądek, to przerwij posiłek. Może i będziesz kilka złotych w plecy, ale za to nie spędzisz kolejnego dnia w toalecie.
Łooo … część też poznałam na własnej skórze i przyznaję nie 100 a 1000 procent racji i samej prawdy. Pamiętne zostały szaszłyki na których miało być wiecej boczku i kiełbasy niż na prawdę było za cenę o mamuś!! Lepiej nie pytać oraz frytki za 10zł – jak się okazało było ich mniej nawet niż tyle ile podana waga a talerz był ciężki. I to znacznie. Tato się wkurzył wtedy pamietam (sama miałam z 12-13 lat) i zawołał obługę i kazał przynieść wagę – fakt talerzyk z frytkami miał te 200g z czego talerzyk miał 150g . A ceny ryb to… Czytaj więcej »
Na Śląsku? Zaproś mnie na roladę z kluskami i modrą kapustą, proszę!!! 😀 A co do Bałtyku – tak, ceny są przesadzone. Nie tylko dlatego, że tam trochę inna strefa ekonomiczna (w Wejherowie, o którym prawie nikt nie słyszał są koszty życia dużo wyższe niż w moim mieście wojewódzkim), ale też przeginają po prostu i dają duże marże. I tak jak wspomniałaś – często lepszą rybę można zjeść w miejscach, o których by się nie pomyślało w pierwszej kolejności. Nad morzem mrożonki, a w górach pstrąg świeżutki prosto z łowiska – masakra!
Oczywiście, że zapraszamy 🙂 🙂 chociaż kluski z kapusta i roladką stało się już bardziej daniem świątecznym, urodzinowym niż niedzielnym – zdarza się rzadko.
W Wejherowie nie byłam chociaż przejeżdżałam w drodze na Hel czy Władysławowo. 🙂
Niemniej i tak lubię nasze polskie morze i raz na jakiś czas poznawać kolejne nadmorskie miejscowości. 🙂
Sama (bez męża) mam zwiedzone miejscowości od Trójmiasta przez półwysep Helski aż po Jezioro Łebskie. Mąż na razie tylko w Trójmieście był – z czasem zabiorę go by zobaczył coraz więcej polskiego morza.