Miesiąc bez kawy! Jak zerwałam z nałogiem?

opycha.pl

Bez kawy nie da się żyć! Taaa, też tak kiedyś mówiłam, ale jestem już miesiąc bez kawy i nie narzekam. Jak zerwałam z nałogiem? Tym razem bardzo łatwo. A czy na zawsze? To się okaże… No właśnie, zapamiętaj to ostatnie zdanie, bo odegrało ono dość dużą rolę w moim odwyku. I chyba nadal odgrywa, ale o tym napiszę w kolejnych akapitach.

Miesiąc bez kawy! Jak zerwałam z nałogiem?
Na tym zdjęciu jest kawa zbożowa. Widzisz różnicę?

Dlaczego przestałam pić kawę?

No właśnie, to jest pierwsze pytanie, które słyszę, gdy ktoś się dowiaduje, że przestałam pić kawę. Jedni pytają z czystej ciekawości, drudzy ze zdziwienia, a trzeci, bo mnie trochę znają i wiedzą, że takie drastyczne kroki podejmuję po tym, jak się dowiem o jakichś zagadnieniach naukowych w danym temacie.

Tym razem przyczyna była bardzo prozaiczna. Kawa zaczęła mnie usypiać. Tak, dobrze czytasz. Piłam kawę, żeby dodać sobie energii, tymczasem po opróżnieniu kubka czułam się, jakby ktoś mi odciął prąd. Piję kawę ponad 20 lat (z małymi przerwami), więc nie dopuściłam myśli, że czas ją rzucić w cholerę. Zaczęłam pić jej jeszcze więcej. Tym bardziej że od jakiegoś czasu piłam kawę z mlekiem owsianym i bardzo, bardzo mi to smakowało. Doszłam jednak do wniosku, że trzeba trochę ograniczyć, więc postanowiłam przechytrzyć samą siebie. O tym, jak, przeczytasz już za chwilkę.

Jak w prosty sposób zerwałam z nałogiem i przestałam pić kawę?

Zdziwisz się, jak teraz opiszę proces rzucania nałogu. Przecież to nie może pójść tak gładko… Sama się zdziwiłam! Szczególnie dlatego, że kilka lat temu próbowałam przestać pić kawę i miałam klasyczny syndrom odstawienia. Trzy dni mnie telepało jak Wieśka spod sklepu, któremu żaden „król złoty” nie dał piątaka na wino. Trochę wytrzymałam, ale i tak wróciłam do tego, co było. Tym razem sprawy potoczyły się zupełnie inaczej!

Jak już wspomniałam, wiedziałam, że mam problem i postanowiłam przechytrzyć samą siebie. Na początek przestałam kupować mleko owsiane i lałam sobie do kawy krowie. Dla mnie to był cios prosto w serce, bo kawa z krowim mlekiem średnio mi smakuje. Dzięki temu zamiast pić trzy kubki dziennie wystarczył mi jeden, o poranku. Rak, dobrze się domyślasz, ten jeden kubek, dzięki któremu masz powód, żeby w ogóle zmartwychwstać z łóżka 😉 Kolejny krok w stronę rzucenia nałogu zrobiłam całkiem nieświadomie.

W mojej porannej rutynie pojawiła się joga. I wiem, wiele osób łamie w kościach na sam dźwięk słowa „joga”, ale ona nie jest wcale taka straszna! Już dość dawno temu ktoś polecił mi instruktorkę jogi, która wrzuca na YouTube także lekcje dla początkujących. Marudziłam wtedy na bóle pleców i szukałam jakichś treningów, żeby się ich pozbyć. Wpadła mi w oko krótka, piętnastominutowa praktyka poranna, ale nie robiłam jej regularnie.

Ta króciutka praktyka jogi daje mi kopa na cały dzień!

Mimo wszystko zauważyłam, że dzień rozpoczęty nawet taką króciutką praktyką jogi jest dużo lepszy. Po jakimś czasie starałam się robić tę jogę we wszystkie dni powszednie. Prawdopodobnie w przyszłości pojawi się na blogu wpis o mojej porannej rutynie. Dziś wspomnę więc tylko tyle, że właściwie zaczynam dzień od jogi, a dopiero później piję, a raczej piłam kawę. Okazało się, że joga pobudzała mnie na tyle, aby wypijać tylko pół kubka kawy o poranku. Mało tego, nie robiłam tego na zasadzie „Kawy, Kawy! Bo umrę!”, tylko raczej „O, kawa, to się napiję!”. Oczywiście nie wylewałam tego, co zostało, tylko co jakiś czas popijałam, ale bardziej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby. Wydaje mi się, że w tym przypadku zadziałała zasada podmianki złego nawyku na dobry.

Trzeci krok w rzucaniu nałogu, czyli totalnym odstawieniu kawy, pomógł mi zrobić Dominik Juszczyk. Nie, nie jest opiekunem w stowarzyszeniu anonimowych kawoholików (poza tym ja się nigdy z nałogiem nie kryłam). Dominik jest specem od rozwijania mocnych stron, a do tego bardzo produktywnym człowiekiem. Dlatego właśnie był gościem Justyny Świetlickiej w jej podcaście o produktywności. Mówił między innymi o tym, że kofeina wcale nie działa na nas pobudzająco, tylko blokuje odczuwanie zmęczenia (w dużym skrócie). Wspomniał, że celowo nie pija kawy zbyt wcześnie, żeby się nie „zamulić”, ale też nie pija kawy zbyt późno, żeby nie mieć problemu z zaśnięciem.

W tym podcaście Dominik wyjaśnia, skąd się bierze jego duża produktywność

Pomyślałam, że może ja też przesunę sobie kawę na późniejszą godzinę. Skoro i tak wystarczyło mi pół kubka, to może nie muszę się z nią spieszyć tak, jak kiedyś? Tym bardziej że nie pijąc kawy do śniadania, przyswaja się więcej składników odżywczych, czyli dwie pieczenie na jednym ogniu! Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Chyba dwa czy trzy dni piłam kawę dużo później niż zwykle. Zauważyłam, że nie odliczam godzin do jej zaparzenia i nie przebieram nerwowo nóżkami, czy to już, czy jeszcze chwilka. Doszłam więc do wniosku „a jakby rzucić tę kawę w cholerę i jechać w Bieszczady?”. Oczywiście Bieszczady musiałam odpuścić, ale kawę odstawiłam. Na początku zamiast kawy parzyłam sobie mocną herbatę typu Earl Grey. Nie jakąś z torebki, tylko liściastą. Teraz może się oburzysz, że przecież herbata też ma kofeinę. Owszem, ma. Jednak z tego, co mi wiadomo, ma jej mniej, niż kawa. Dodam jeszcze, że kilka lat temu, gdy miałam problemy po odstawieniu kawy, tyłek uratowała mi yerba mate. Ale taka prawdziwa, nie ta z torebki, którą sprzedają w marketach 😉 Niestety mimo picia herbaty okazało się, że świat nie jest taki różowy. Przez pierwsze trzy, cztery dni musiałam sobie ucinać popołudniową drzemkę. Być może zbiegło się to też ze zmianą pogody, ale nie będę udawać, że obyło się bez komplikacji 😉 Z czasem jednak przymus drzemki zniknął, a ja zaczęłam zapominać nawet o herbacie.

Miesiąc bez kawy! Jak zerwałam z nałogiem?
Po rzuceniu kawy zaprzyjaźniłam się z herbatą. Najczęściej piję Earl Grey lub zieloną.

Miesiąc bez kawy. Jak mi się żyje?

Prawdę mówiąc, minęło już chyba więcej, niż miesiąc. Nie wiem, już nie liczę. Nie twierdzę też, że rzuciłam kawę na zawsze. Nie chcę się frustrować. Z drugiej strony nie chcę też kusić losu, bo wiem, że jak wypiję chociaż kubek, to potem poleci drugi, trzeci, czwarty… Na szczęście kawa to nie alkohol i nikt mi nie robi wyrzutów z cyklu „Ze mną się nie napijesz?!”. Nie jest też tak, że zupełnie usunęłam kawę ze swojego otoczenia. Wręcz przeciwnie. Dalej parzę ją co rano, ale nie dla siebie. Czy jej aromat mnie nie kusi? Nie bardzo.

Czy nie chodzę zaspana? Raczej nie. Jestem za to dużo bardziej spokojna. Rzadziej się denerwuję, nie jestem też już takim raptusem, jak kiedyś. Dawniej miałam pierdylion pomysłów na minutę, niczego nie zapisywałam, robiłam wszystko od ręki, zamiast się chwilę zastanowić. Teraz, choć mam sporo pomysłów, to jednak najpierw je zapisuję, zastanawiam się, czy mają sens. Nie ma już sytuacji, że nagle rzucam wszystko w cholerę, bo coś innego mi strzeliło do głowy.

Kolejny argument nie do przecenienia, który utwierdza mnie w tym, że odstawienie kawy było dobrą decyzją, jest sen. Zasypiam szybciej, śpię głębiej. Nie budzi mnie już tupanie pająka 😉 A co z budzeniem się rano? Nie będę udawać, że jest idealnie. Jak pójdę spać późno, a wstaję wcześnie, to trochę się ociągam. To samo w deszczową pogodę. Zdecydowanie rzadziej nastawiam drzemki w telefonie, prawie w ogóle. Problem pojawia się, gdy wypiję zieloną herbatę koło 17.00-18.00, bo nie mogę zasnąć, ale to jak najbardziej normalne.

A jak tam się mają sprawy „toaletowe”? Cóż, nie będę ściemniać. Mogę śmiało powiedzieć, że kawa wiele ułatwia 😉 Z drugiej strony po zerwaniu z nałogiem mój metabolizm się bardziej uregulował. Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale jeśli żarcie przelatuje przez ciebie zbyt szybko, to organizm nie jest w stanie przyswoić składników odżywczych. U mnie chyba sprawy toczyły się wręcz zbyt szybko. Dlatego właśnie spowolnienie „w branży” jakoś specjalnie mnie nie zmartwiło. Poza tym wróciłam do regularnych treningów, więc może być w tym temacie już tylko lepiej!

To jak, rzucać kawę, czy nie rzucać?

Słuchaj, każdy ma inne potrzeby i układa sobie życie tak, jak chce. A przynajmniej powinien starać się tak robić. To, że ja zerwałam z tym nałogiem, nie oznacza, że ty też teraz musisz odstawić kawę. Jeśli czujesz, że ci szkodzi lub masz „wyrok” od lekarza, to temat jest wart przemyślenia. Ale jeśli jest ci z nią dobrze, to może nie warto sobie utrudniać życia? Musisz to rozważyć i podjąć decyzję zgodnie ze swoim sumieniem 😉

Pamiętaj też, że każdy ma inny tryb życia. To, że mi odstawienie kawy poszło tak gładko, nie oznacza, że u ciebie będzie tak samo. Tym bardziej, jeśli wstajesz do roboty jeszcze przed kurami, a po pracy nie ma szans na ewentualną drzemkę. Nie twierdzę też, że w takim przypadku pożegnanie się z kawą nie jest możliwe. Kilka lat temu decyzję o jej rzuceniu podjęłam w poniedziałek, o 5.00 rano, a do pracy chodziłam na 6.00. Wtedy właśnie wytoczyłam ciężkie działa w postaci prawdziwej yerby, ale zanim kurier przyniósł paczkę od dealera, musiałam się troszkę przemęczyć. Dodam tylko, że wróciłam wtedy do kawy głównie przez zamiłowanie do jej smaku, a nie z fizjologicznej potrzeby.

Jeśli się zdecydujesz zaśpiewać kawie słynny utwór „It’s time to say goodbye”, przyjmij kilka moich rad. Przede wszystkim zacznij przygodę w dzień wolny od pracy, gdy nie musisz zrywać się z łóżka o brzasku i możesz sobie pozwolić na lekkie zmęczenie w ciągu dnia. Wcześniej też radzę się zabezpieczyć w substytuty, takie jak mocna herbata (Earl Grey, yerba mate, rooibos itp.). Ja wiem, że całkowite wyeliminowanie kofeiny ze swojego życia brzmi ambitnie, ale lepiej ją ograniczyć na długo, niż wyeliminować na krótko. Przede wszystkim jednak nie wywieraj na sobie presji! Oczywiście na początku pewnie będziesz liczyć dni bez kawy niczym członek klubu AA dni bez procentów, to normalne. Nie radzę jednak wyznaczania sobie jednoznacznego celu „już nigdy w życiu nie napiję się kawy”. Frustracja nie pomaga. Lepiej przyjmij cel „nie będę pić kawy tak długo, jak dam radę”. Być może dzięki temu dasz radę bardzo długo!

5 1 głosuj
Oceń wpis
Subskrybuj
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Kamila
Kamila
3 lat temu
Oceń wpis :
     

Muszę przyznać, że z zainteresowaniem przeczytałam Twoją historię. Dla mnie to tym bardziej ciekawe, bo nigdy od kawy (ani niczego innego ;p ) nie byłam uzależniona. Mam natomiast w pracy parę osób, które rano wchodzą do kantyny jak zombie z kubkiem w ręce, i zanim zrobią cokolwiek innego, to najpierw parzą kawę. Ja z kolei pamiętam jak uczyłam się do matury i żeby móc się uczyć wieczorami parzyłam sobie kawę i…. zasypiałam po niej jak dziecko 😉 Zresztą zostało mi to do dzisiaj-mogę wypić kawę o dowolnej porze i bez problemu iść spać. Faktem jest, że ja kawę pijam rzadko,… Czytaj więcej »

Kamila
Kamila
3 lat temu
Odpowiedz do  opycha.pl

Taaaa…..to co jest w supermarketach to hmmm…do prawdziwej kawy nie może się równać. Ale wiesz co, to też zależy, gdzie się tą kawę kupuje-w sensie w jakim kraju. Raz miałam okazję pić kawę przywiezioną z Brazylii. I różnica była kolosalna. Ten aromat i smak był zupełnie inny niż kawa tej samej marki kupiona tu w Europie.

4
0
Chętnie poznam twoje zdanie, zostaw komentarz!x