Metabolizm po trzydziestce, czyli jak uniknąć efektu jojo…

opycha.pl

Skoro czytasz ten tekst, to znaczy, że udało Ci się zrzucić kilka kilogramów. Mało tego, pewnie już ktoś „życzliwy” zapytał, czy nie boisz się efektu jojo, no i się boisz… Dlaczego? Efekt jojo jest jak Baba Jaga, straszy się nim każdego kto schudł niczym małe dzieci wspomnianą wiedźmą. I wiesz co? Jest w tym trochę racji, a trochę jej nie ma. O ile faktycznie istnieje ryzyko, że przeklęty efekt jojo Cię dopadnie, to zrobi to tylko wtedy, gdy będziesz niegrzeczny! Musisz mi uwierzyć na słowo, bo w przeciwieństwie do większości artykułów zamieszczanych w internetach ja piszę z własnego doświadczenia. Przede wszystkim nieświadomie byłam niegrzeczna i wróciłam do złych nawyków, ale to, jak zwalnia metabolizm po trzydziestce też się przyczyniło do odzyskania zgubionych kilogramów. Piszę z perspektywy kobiety po trzydziestce, ale myślę, że to uniwersalna przestroga przed tym,  jak się nie dać efektowi jojo! Wystarczy postępować w odwrotny sposób niż ja 😉

metabolizm po trzydziestce, czyli jak uniknąć efektu jojo

METABOLIZM PO TRZYDZIESTCE NIE JEST JUŻ TAKI SAM…

Nie znam Twojej historii, ale ja swoje nadprogramowe kilogramy zdobyłam ekspresowo w wieku 27 lat, gdy zaczęłam pracę w korporacji. Brzmi banalnie, ale faktycznie tak było. Wychodzenie do roboty bez jedzenia z domu kończyło się opychaniem fast-foodem albo głodowaniem. Siedzenie po dwanaście godzin w pracy w ogóle nie pomagało w zadbaniu o siebie. W kilka miesięcy przybyło mi około 12-13 kilogramów. Zgubiłam je w około 3 miesiące. Szybko, prawda? Był to jednak czas ciężkiej pracy nad sobą. Treningi na początku 3 razy w tygodniu, później weszło mi to w nawyk i było to 4-5 treningów tygodniowo. Odżywianie też się diametralnie zmieniło. Przyjaźń z patelnią grillową, gotowanie na parze, więcej warzyw i owoców, zero słodyczy i fast-foodu. Wszystkie te zasady łamałam w weekend. Od piątkowego popołudnia do niedzielnego wieczora panowała zasada „hulaj dusza, piekła nie ma!”… Dzisiaj podejmuję to wyzwanie po raz drugi i już widzę, że w wieku 32 lat nie pójdzie tak gładko. Co zgubię kilogram, to odzyskuję go po jednej weekendowej podróży bez ograniczeń. Jak się domyślasz, na takich wypadach śmigam po okolicznych barach i restauracjach, raczej się nie ograniczam. Dawniej wydawało mi się, że metabolizm zwalniający po trzydziestce to wymówka leniwych bab, które nie chcą się za siebie porządnie wziąć, a dziś wiem, iż faktycznie ten skurczybyk drastycznie zwalnia!

JAKIE PRZESZKODY W ODCHUDZANIU POJAWIAJĄ SIĘ PO TRZYDZIESTCE?

Jeśli nie chcesz inwestować ciężkich pieniędzy w catering dietetyczny musisz sobie sam gotować, a do tego musi to być w miarę zbilansowana dieta. Cztery, pięć posiłków dziennie. Zróżnicowane, z białkiem, węglowodanami, składnikami mineralnymi. Każdy posiłek musi być przemyślany, bo przecież rano musisz zdążyć zjeść śniadanie przed wyjściem do roboty, w pracy musisz też coś zjeść, a chcesz uniknąć kłopotliwych sytuacji (pierdziawka po warzywach strączkowych, „pachnąca” cebula itp. …). Mało tego, idziesz na zakupy ze swoją pociechą czy życiową partnerką/partnerem i ta osoba towarzysząca nie do końca rozumiejąc co się aktualnie u Ciebie wyprawia napiera w stronę półek ze słodyczami i słonymi, tłustymi przegryzkami… Najważniejsze jednak pytanie – kiedy masz sobie robić te posiłki, skoro pół dnia siedzisz w robocie, a potem wracasz wyciśnięty jak cytryna i absolutnie nic Ci się nie chce? Jeszcze szef na Ciebie znowu naskoczył i masz tak zły humor, że właściwie to nie masz ochoty na jedzenie… Poza zwalniającym metabolizmem podstawową przeszkodą w skutecznym odchudzaniu będzie życie codziennie, no nie chce być inaczej 😉 Na czas odchudzania jeszcze sobie to jakoś ogarniesz, ale jak już osiągniesz cel, to życie toczy się dalej i stare nawyki mogą łatwo wrócić.

JAK JA SIĘ DOROBIŁAM EFEKTU JOJO?

Zwykle to wygląda tak, że się odchudzasz, a jak już osiągniesz sukces, to wynagradzasz sobie wszystkie te tygodnie wyrzeczeń… U mnie było jednak zupełnie inaczej. Zaczęłam tyć podczas przygotowań do maratonu. Tak, dobrze widzisz… W czasie mojej największej aktywności fizycznej zaczęłam przybierać na wadze. Mało tego, choć obiegowa opinia jest taka, że przy tak intensywnym bieganiu gubi się sporo masy, to wyczytałam, iż tycie w tej sytuacji jest całkiem normalne. U mnie wyglądało to tak, że treningi były z każdym dniem cięższe, a ja odżywiałam się cały czas tak samo, jak wcześniej. Skutkiem był brak sił na porządne wykonanie treningu. Zaczęłam więc jeść więcej, częściej sobie pozwalałam na grzeszki, bo mój metabolizm pędził jak szalony. Popełniałam też nieświadomie inne błędy. Mimo intensywnych treningów nadal zostawałam po godzinach w pracy, prowadziłam bloga, znajdowałam czas na wszystko kosztem snu i wypoczynku. Organizm raczej nie miał kiedy się zregenerować, a ja tego na początku nie odczuwałam. Plan treningowy obejmował 20 tygodni. Po 16 tygodniu z niecierpliwością czekałam na start maratonu, bo już miałam serdecznie dosyć. Organizm był zmęczony, waga rosła, moje chęci do aktywności fizycznej bardzo się wahały… Po maratonie postanowiłam sobie zrobić miesiąc przerwy. Zbiegło się to niestety z trudną sytuacją osobistą, więc aktywność fizyczna poszła w odstawkę na rok. Może bym nawet tego tak nie odczuła, bo kluczowe znaczenie w utrzymaniu wagi ma odżywianie, ale ja wciąż odżywiałam się jak podczas przygotowań do maratonu. Potem doszedł do tego wszystkiego ogromny stres, więc fast-food częściej gościł w moim menu.

JAKI WPŁYW NA TWOJĄ WAGĘ MA OTOCZENIE?

Teraz wyjaśnię podstawową wątpliwość, bo nie raz mi w pracy wytykano, że polecam na blogu zdrowe odżywianie, a sama jem śmieci… Gdy pracujesz zawodowo, dodatkowo poświęcasz kilka godzin dziennie na prowadzenie bloga, to już jest trudno znaleźć czas na aktywność fizyczną, ale jak sobie dobrze zaplanujesz, to jakoś sobie poradzisz. Gorzej, gdy do tego wszystkiego dochodzą nieoczekiwane nadgodziny  i spore komplikacje w życiu osobistym. Nie zamierzam się zagłębiać w temat tego, co się wtedy u mnie działo, bo to  prywatna sprawa, która dotyczy nie tylko mnie, ale było bardzo trudno. Mieszanka wymęczenia po maratonie, ogromnego stresu i braku możliwości zaplanowania dnia (nieprzewidywalne wizyty u lekarzy, nadgodziny itp.) to coś, czego nikomu nie życzę. Przez to zdarzało mi się, że w pracy dopadał mnie głód, a ja nie zdążyłam wziąć żarcia, bo coś wyskoczyło i nagle trzeba było wyjść i coś załatwić, więc leciał fast-food czy inna zupka chińska. Na dokładkę „życzliwe” uwagi „prowadzisz bloga kulinarnego, a żresz ten syf” i kolejna dawka stresu gotowa. Potem wracałam do domu i już miałam wszystkiego dość, a tu jeszcze trzeba zrobić trening? No, także tego… Efekt jojo murowany. Każdy ma takiego kumpla, który go dobije. Nawet nie musi tego robić z premedytacją. Niestety rzadko stawiamy się na miejscu drugiej osoby, zanim do niej wypalimy z czymś, co może ją podłamać. Musisz więc złapać jak największy dystans do kąśliwych uwag i odsiewać te nieistotne od konstruktywnej krytyki. Dzięki temu być może nie spadnie Ci tak łatwo motywacja.

JAK SIĘ ZEBRAĆ DO KUPY I ZRZUCIĆ NADPROGRAMOWE KILOGRAMY, GDY ZACZNIE CIĘ DOPADAĆ EFEKT JOJO?

Teraz napiszę bardzo subiektywnie co mi pomaga w tej nierównej walce. Wolniej, bo wolniej, ale jednak coś tam gubię 😉 Poza tym już raz wygrałam z „oponką”, zatem nie widzę powodów, dla których miałabym tego sukcesu nie powtórzyć i żaden zwalniający metabolizm mnie nie przestraszy 😉 Wypunktuję Ci tutaj wszystko po kolei:

  • jedz regularnie
  • pij wodę
  • unikaj cukru
  • unikaj smażenia
  • dopasuj ilość kalorii do swoich potrzeb
  • ograniczaj stres na tyle, na ile możesz
  • staraj się wysypiać i nie objadaj się na noc
  • jedz dużo warzyw i trochę owoców
  • daj sobie czasem trochę luzu i bądź dla siebie wyrozumiały
  • staraj się żyć aktywnie

Temat regularnego jedzenia może być kwestią sporną. Jedni mówią, że dzięki temu metabolizm przyspiesza, drudzy natomiast, iż on się zwyczajnie przyzwyczaja do pracy w określonych godzinach, bo wtedy dostaje „materiał do przerobienia”. Nie jest to istotne, na moje oko ważne, że dzięki temu pamiętasz o śniadaniu, obiedzie czy kolacji. Aby schudnąć trzeba jeść. Teoretycznie wystarczy ograniczyć ilość kalorii, aby ich bilans wyszedł na minus i nawet na śmieciowym jedzeniu da się zrzucić kilogramy, ale przy zdrowym odżywianiu dostaniesz takich pokładów energii, że się zdziwisz! Picie wody jest ważne przede wszystkim dla zdrowia, ale powinieneś też wiedzieć, iż nasz organizm często komunikuje pragnienie jako głód. Przez to zajadasz kalorie, a mógłbyś się po prostu napić wody i mieć problem głodu z głowy! Cukier, oj ten cukier… Nie będę tutaj oryginalna, ani tym bardziej nie będę się zagłębiać w kwestie czysto naukowe. Napiszę raz i tyle – unikaj, to Ci wyjdzie na zdrowie. O tym, abyś zaprzyjaźnił się z patelnią grillową piszę od dawna. Wiadomo, część posiłków nie smakuje tak samo, jak smażona. Nasz organizm lubi tłuste żarcie, bo to dla niego coś jak nagroda… Są potrawy, których bez smażenia nie zrobimy. Warto jednak ograniczyć ten proceder, ja już się o tym przekonałam. Waga spadnie, a Ty będziesz zdrowszy, bez dwóch zdań! Jeśli nie pracujesz w kopalni, to nie jedz jak górnik! Jako pracownik biurowy nie potrzebujesz góry ziemniaków na każdy obiad. Dopasuj kaloryczność posiłków do swojego stylu życia. Jeśli większość dnia brzydko mówiąc „siedzisz na dupie”, to nie odżywiaj się jak wyczynowy sportowiec. Ograniczaj stres, nie przejmuj się tym, że sąsiad krzywo spojrzał, że szef znów nie w humorze, a Twoje dżinsy wyszły z mody dwa sezony temu. To nie jest istotne. Zamiast zażerać stres przejmuj się tylko rzeczami, które mają realny wpływ na Twoje życie. Pielęgnuj relacje z bliskimi i przyjaciółmi, dbaj o samorozwój. To zawsze Ci wyjdzie na dobre. Staraj się wysypiać, ale nie obżeraj się przed snem, bo Twój organizm ma wtedy przemielić wszystko, co zostało do przemielenia z całego dnia i odpocząć po wykonanej pracy. Ruszaj się! Spacer, rower, cokolwiek! Masz dość blisko do pracy? Nie będziesz targać ze sklepu zgrzewek wody (zastanów się nad piciem kranówy) czy taszczyć worów z ziemniakami? Zrezygnuj z samochodu. Wszystkie te procesy wspomóż jedzeniem sporej ilości warzyw i rozsądnej ilości owoców (zawierają naturalne cukry i też mogą tuczyć). Dostarczą Ci one drogocennych witamin i minerałów, co jest swojego rodzaju uszlachetniaczem do Twojego paliwa, którym jest jedzenie. Najważniejsze jednak – polub samego siebie, jak zdarzy Ci się zjeść batonik, to nie rób o to awantury samemu sobie, tylko idź na spacer. Daj sobie trochę luzu, bo inaczej się zniechęcisz 😉 Pamiętaj, przetrenowanie i obsesyjne liczenie kalorii są Twoim wrogiem! Postaraj się utrzymać nawyki nabyte podczas odchudzania. Raz Ci się udało zrzucić wagę, drugi raz też się uda!

UCZ SIĘ NA MOICH BŁĘDACH, A ZWALNIAJĄCY METABOLIZM I EFEKT JOJO NIE BĘDĄ CI STRASZNE

Gdy już wyrobisz sobie dobre nawyki to się ich trzymaj mocno! Ja znalazłam się w sytuacji ekstremalnej, bo długa choroba i śmierć bliskiej osoby tuż po fizycznym wykończeniu to nie jest dobra mieszanka. Tobie jednak może się zdarzyć coś innego, co też Cię zapędzi w kozi róg. Postaraj się jak najszybciej rozpoznać sytuację, w której zaczynasz pracować na efekt jojo. Tak, to nie jest coś, co pojawia się nagle i niespodziewanie, to my sami na ten efekt pracujemy. Spowalniający z wiekiem metabolizm też dokłada swoje trzy grosze, ale możesz go podkręcić błonnikiem z warzyw i aktywnością fizyczną. I pamiętaj – bądź uważny, bo przecież nikt Ci nie powie, że zaczynasz się robić gruby. Nikt nie chce Ci sprawić przykrości. Ja od zawsze nad tym ubolewam, bo samemu trudno zauważyć, że idzie się w złym kierunku, ale też rozumiem otoczenie, bo mówienie drugiej osobie, że zaczyna pracować na nadwagę uznaje się za coś niegrzecznego. Gdy więc już zauważysz, że idziesz w złym kierunku podejmij działania. Nie od stycznia, nie od poniedziałku, tylko natychmiast. Ja staram się wrócić do dawnych nawyków, bo wiem, że warto. Nie chodzi już nawet o wygląd (choć oczywiście to też jest super korzyść), ale przede wszystkim o zdrowie. Powszechne powiedzenie „od czegoś trzeba umrzeć” drażni mnie jeszcze bardziej od czasu, gdy się napatrzyłam w szpitalach jak ludzie o takim podejściu się potem męczą… Cukrzyca, wieńcówka, udary – w wielu przypadkach można tego uniknąć. Mam nadzieję, iż to Cię przekona, że warto o siebie zawalczyć. Jeśli masz jakieś pytania, uwagi czy zwyczajnie potrzebujesz wsparcia, to pisz do mnie śmiało! Jak to mówią, w kupie siła! 😉 Ja natomiast wstawiam ten tekst na bloga i idę na spacer…

5 1 głosuj
Oceń wpis
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Martusia
Martusia
5 lat temu
Oceń wpis :
     

Niestety jojo dopadał mnie w życiu kilka razy. Sama po prostu nie dawałam rady, motywacja się kończyła. W końcu trafiłam na inspirującą babkę – Olę Łomzik. Zaczęło się niewinnie od skype, ale koniec końców przewróciłyśmy moje życie i podejście do góry nogami i w końcu jestem z siebie zadowolona.

2
0
Chętnie poznam twoje zdanie, zostaw komentarz!x