Pamiętasz te czasy, gdy można było wejść do galerii handlowej i cały dzień włóczyć się po sklepach, w których nie zamierza się nic kupić? To były czasy… Ale jeśli myślisz, że hasztag #siedzęwdomu i zamknięcie galerii to najgorsze, co może człowieka w życiu spotkać, to jesteś w błędzie…
Pierwsza ważna rzecz, którą mi odebrano…
Choć było to już prawie dwa tygodnie temu, to jeszcze dziś wspominam ten dzień z łezką w oku. Pamiętam wszystko, jakby to się zdarzyło przed chwilą. Przeczytałam na Facebooku wpis znajomego, że firma zajmująca się odpadami od kilku dni nie zapewniła śmietników. Pomyślałam „uff, dobrze, że nas ta firma nie obsługuje”. O dziwo gdy to czytałam, to nie pojawił się na mojej twarzy uśmiech, który by był klasycznym wyrazem sąsiedzkiej „życzliwości”. Nawet nie wymsknęło mi się z ust „a dobrze ci tak!”, które często jest objawem naszej miłości do bliźniego. Nie wiem, czy to wina akcji #siedzęwdomu, #siedźnadupie (jak zwał, tak zwał), w każdym razie nawet przez chwilę było mi go żal. tylko ja miałam przecież śmietniki, to po co bym miała się przejmować cudzymi, prawda? Ma chłopak nieszczęście, pewnie czymś sobie zasłużył… Nie zamierzałam sobie tym zaprzątać głowy.
Jakąś godzinkę później poszłam sobie zrobić herbatę. Okno z kuchni wychodzi akurat na śmietniki. Domyślasz się już co było dalej? Kolejne 10 minut spędziłam z nosem przyklejonym do szyby i obawą w oczach. Wyglądałam pewnie jak pies, który patrzy, jak jego pan idzie do pracy. Byłam w rozsypce. I jeszcze te złe myśli, które napływały do głowy… A co będzie, jeśli też będę tyle czekać na nowe? Gdzie będę trzymać swoje skarby, które każdego dnia pakuję w czarny worek? Nagle cała ta epidemia nie była już tak ważna… Dopiero, gdy opróżnili śmietnikową budkę z kontenerów na odpady zmieszane, obudziły się we mnie prawdziwe emocje!
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło…
Nie było ich cztery dni. Normalnie bym się pewnie zastanawiała, czy dalsze życie bez nich ma jeszcze sens. Na szczęście znalazłam pozytywy w tej jakże trudnej sytuacji. Gdy kolejny raz (kolejny z wielu razów) stanęłam przy oknie i z wyglądałam nowych kontenerów, zauważyłam coś ciekawego. Przecież ten osobisty dramat można zamienić w całkiem niezłą rozrywkę! Przyszło mi to do głowy, gdy przykleiłam nos do szyby i swoim stęsknionym wzrokiem wypatrzyłam sąsiada, który szedł wyrzucić śmieci. Co zrobi? Wróci z nimi do domu? A może wrzuci zmieszane do pojemnika na recykling? W końcu wzięli tylko czarne pojemniki, więc zostało jeszcze wiele wariantów. Jednym słowem sytuacja napięta jak plandeka na Żuku… Ja patrzę, on wciąż idzie, on idzie, ja wciąż patrzę. Wróci, czy nie wróci? Wyrzuci, czy zabierze z powrotem? W ciągu tych kilkunastu sekund mogło się wydarzyć naprawdę wiele… Chwycił za rygiel, otwiera śmietnikową budkę, wchodzi… Kurde, cóż za napięcie, co on zrobi? Stanął, szuka. Wzrok nie ogarnia. Zawsze były, dzisiaj nie ma. Co się tutaj odpiernicza? Poszedł krok do przodu, krok do tyłu. Rozejrzał się w prawo, potem w lewo, znowu w prawo, a ich nadal brak. Stoją tylko te na recykling, a on przecież ma zmieszane. Nie zazdroszczę gościowi, bo znalazł się w bardzo niefortunnym położeniu. No dobrze, ale co zrobi? Jeszcze może się wycofać, wrócić z tym workiem do domu i udawać, że cała ta sytuacja to tylko zły sen. Ale nie, to jakiś twardziel chyba, bo walczy dalej. Podziwiam, psychika ze stali. Ja nie wiem co bym zrobiła. O, o, jest! Rzucił! Wrócił do żony bez śmieci. Pewnie się domyślasz, gdzie trafiły?
Przyznam ci się, w życiu bym nie przypuszczała, że jeden worek ze śmieciami może wywołać tyle emocji! A to tylko jeden sąsiad, przecież jest ich tak wielu… Rozrywka na długi czas zapewniona!
To musiało się kiedyś stać…
Jak wspomniałam, nie było ich cztery dni. W międzyczasie wzięli też to, co jeszcze zostało z poprzedniego ustroju, czyli śmietniki na recykling, zielsko, szkło…
Pierwsze wywieźli w czwartek, koło południa. Jestem tego pewna, bo zaznaczyłam ten dzień w kalendarzu złamanym sercem. Mimo początkowego bólu, poczucia utraty, zapewnili mi tym cztery dni pełne emocji. Nie jeden socjolog by chciał się znaleźć w moim położeniu. Widok na budkę śmietnikową bez śmietników i ludzi niosących do niej odpady… Tyle możliwości, tyle różnych zachowań… Okno nie byle jakie, bo kuchenne, to można było sobie urządzać seanse bazujące na ludzkim nieszczęściu popijając świeżo zaparzoną, aromatyczną kawę. Ach… nie jeden Polak by mi zazdrościł!
Ale ja wiedziałam, że ta sielanka nie może trwać wiecznie. Przecież żyję w kraju, w którym wciąż ludzkie szczęście budzi mieszane uczucia. Spodziewałam się, że ktoś mi to odbierze. No i odebrali…
Przyjechało dwóch smutnych panów. Ze łzami w oczach patrzyłam, jak z obojętnością wypisaną na ich twarzach niszczyli to, co ofiarowano mi zaledwie cztery dni wcześniej. Cztery dni – kto by zdążył się nacieszyć? To był poniedziałek popołudniu. Fakt, słyszałam, jak ktoś koło południa dał wyraz emocjom przy budce śmietnikowej. Jednak nie przyszło mi nawet do głowy, że w swojej poniedziałkowej zgryzocie posunie się tak daleko i zadzwoni, żeby przywieźli nowe kontenery… No trudno, stało się, nie można mieć wszystkiego. Obserwowałam więc jak panowie stawiają kolejno śmietniki na zmieszane, na recykling… A to wszystko z poczuciem, że kolejny raz mi coś odebrano. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Wzięłam kawę i poszłam z dala od okna. Po godzinie postanowiłam zmierzyć się z nową rzeczywistością. I nagle moim oczom ukazało się coś pięknego…
Postawili te swoje kontenery, ale niebieskie schowali za żółtymi i brązowymi. Zrobili to tak skutecznie, że nie wiem jaką jogę i crossfit trzeba by było ćwiczyć, żeby tam coś wrzucić. Oficjalnie uznałam pojemnik na makulaturę za niedostępny dla ludzkiej ręki. O, czekaj, czekaj, idzie jakiś sąsiad ze śmieciami! Czy ja dobrze widzę, że wystaje mu z worka papier?!
Jakie czasy, taka rozrywka… Kiedyś to się do kina szło, do teatru nawet, a teraz wystarczy na budkę ze śmietnikami popatrzeć i rozrywka 100 razy lepsza 😉
i za darmo! 😀 Ale prawda taka, że teraz podwójnie doceniam balkon, śmietniki też, bo kolega, który mieszka niedaleko wciąż czeka, już 10 dni i raczej mu nie jest do śmiechu… 😉
Kwarantanna Pani służy, Panno Anno, wincyj!
Z niecierpliwością czekam na kolejne części!
Ku mojemu zdziwieniu ten wpis spotkał się z tak ciepłym przyjęciem, że aż muszę wysprzątać balkon, co by „nazbierać” materiału na kolejne opowieści 😉
Anka, Ty masz talent! Marnujesz się kobieto i siedzisz godzinami w tym oknie.
Mogłabyś się sprzedawać lepiej niż Grochola. Książki pisz, ja chcę z autografem-)
Wiesz, że kiedyś miałam wiele razy takie sytuacje i to stanie w oknie i czekanie, co się stanie.
To było ekscytujące i podniecające niż najlepszy kryminał. Pojemników nie ma, a śmieci trzeba gdzieś wyrzucić.
Do Twojego tekstu pasowałaby muzyka z filmu „Stawka Większa niż życie”.
Pozdrowionka!!
Aby odpowiedzieć Ci w odpowiednim klimacie włączyłam muzykę ze „Stawki większej niż życie”, ale się pławie rozpłakałam ze śmiechu i nie byłam w stanie pisać 😀 A nawiązując do tej marnacji… Już chyba takie moje przeznaczenie. Jak pracowałam w restauracyjnej kuchni, to słyszałam, że się marnuję. Pracowałam w korporacji – słyszałam, że się marnuję. Teraz siedzę w oknie i co??? 😉 Matkę oszukasz, ojca oszukasz, ale przeznaczenia nie oszukasz 😛 Ale, ale… Już w korpo prosili o książkę, to kto wie, może kiedyś jakaś się spłodzi? Poczekamy, zobaczymy, a ja tym czasem oddalę się na balkon. Trzeba sobie przygotować stanowisko… Czytaj więcej »
No dobra, to siedź na balkonie i włącz sobie muzę do filmu „Szczęki”, może dostaniesz natchnienia, jak znowu pojemniki zabiorą.
Bo czekam na kolejne równie ciekawe wpisy.Normalnie Hitchcock wymiata przy Twojej twórczości 🙂
Oczywiście sobie już teraz włączyłam ten motyw muzyczny i nie jestem pewna, czy nie oddaje moich emocji w trakcie obserwacji lepiej, niż „Stawka większa niż życie” 😀
Mnie samoizolacja odpowiada. Wreszcie ma czas na to na co normalnie go nie ma
Z pewnością znajdą się osoby, które tak, jak Ty mogą coś nadrobić 🙂 Sama teraz czytam książki całymi dniami, żeby czymś głowę zająć, ale wychodzenie na powietrze mniej więcej raz w tygodniu do warzywniaka to zdecydowanie dramat 😉
No to Was potrzymali w napięciu, nie ma co! Nie dość, że człowiek zamknięty w czterech ścianach, to jeszcze ciśnienie mu podnoszą 😀 U nas co prawda, pojemniki nie znikają, ale zdarza się, że nie są wywożone przez ponad tydzień. I tak, te sortowane śmieci, żyją sobie nowym, własnym życiem, latając to tu, to tam po osiedlu 😉 A czasem bawią się w berka z paniami sprzątającymi, które próbują je upychać w tych przepełnionych kontenerach 😉
No właśnie słyszałam, że problem pojawił się, gdy np. Chiny przestały skupować takie ilości tworzyw do recyklingu, chyba jest w tym trochę prawdy. Ale u nas to ewidentny problem z dostawcą usługi. Kartony niedługo nam wejdą przez okno do mieszkania. Jest ich taka góra, że nie widać już śmietników, a zaraz zaczną pochłaniać zaparkowane obok samochody… Co rano, gdy parzę kawę spoglądam za okno i przed oczami pojawia mi się „memento mori”, wróżę sobie śmierć niczym Hanka Mostowiak 😉
Ja też co rano wstałam i wyglądałam przez okno, żeby się przekonać, jak daleko doszła już ta fala 😉 Ale u nas, mają sporo miejsca, więc raczej samochodów by nie pochłonęły 😀
Kurde, szkoda, że nie mogę wstawić zdjęcia w komentarzu, bo bym Ci pokazała jakie mamy już wydmy z kartonu przed blokiem… Ale co odważniejsi jeszcze parkują obok, pewnie mają dobre AC wykupione! 😀
Lubią życie na krawędzi 😀