Skoro czytasz ten wpis, to znaczy, że oglądasz zdjęcia jedzenia w internetach. Portale takie jak Instagram czy Pinterest są fantastycznym źródłem inspiracji, ale też frustracji. Dlaczego? Statystyczny Polak nie jada codziennie na śniadanie owsianki z mrożonymi owocami (ostatni trend w fotografii kulinarnej). Gdy gotujesz coś z przepisu na blogu, to zwykle Twoja potrawa nie wygląda tak szałowo, jak ta, którą bloger pokazał na zdjęciu. Wszystko to jest winą stylizacji kulinarnej! Ta cwana bestia ma na celu zwabić Cię do wpisu, „sprzedać” przepis. Ty później jesteś zawiedziony, niekiedy czujesz frustrację, ale prawda jest taka, że dasz się na to nabrać kolejny raz! Mało tego, będziesz pewnie narzekał, jak następnym razem bloger da gorsze zdjęcie, bo przecież nie będzie już wyglądało tak apetycznie jak poprzednie. I w ten sposób koło się zamyka…
CZYM JEST STYLIZACJA KULINARNA?
Gdy oglądałam pierwszy odcinek programu „Ślinotok” w kuchnia+, jedna z prowadzących przedstawiła się jako food stylistka. Skojarzyło mi się to z jakimś wyssanym z palca zawodem, typu „kreatorka smaków” jak u Magdy Gessler. Jednak z czasem, gdy zaczęłam się starać, aby trafiające na mojego bloga zdjęcia były ładne doszłam do wniosku, że faktycznie stylizacja kulinarna to coś, do czego trzeba mieć predyspozycje. Aby zrobić ładne zdjęcie z jedzeniem w roli głównej nie wystarczy znać się na fotografii, trzeba jeszcze ładnie zaprezentować jedzenie i w tym właśnie momencie w ruch idzie stylizacja kulinarna. Trendy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Gdy piszę ten tekst na fali są mrożone owoce. Za miesiąc może to jednak być coś zupełnie innego. Do niedawna królowały np. rozsypane (niby przypadkiem) przyprawy. Odpowiednie akcesoria kuchenne, odpowiednie ułożenie jedzenia i dbałość o jego kolorystykę to spora część spraw, o które food stylista musi zadbać.
PO CO SIĘ BAWIĆ W STYLIZACJĘ KULINARNĄ?
Pewnie teraz sobie myślisz, że ta cała stylizacja to strata czasu. Dobre zdjęcie jest dla potrawy tym, czym baner reklamowy dla produktu. Choć byś się zarzekał, że nie, to jednak w większości przypadków ładna fotografia jest ważnym czynnikiem przy wyborze przepisu. Oczywiście pojawiają się głosy, iż blogerzy wprowadzają czytelników w błąd, bo dodają do przepisów piękne zdjęcia, a potem czytelnik gotuje w oparciu o ten przepis i ta sama potrawa wygląda dużo gorzej. Mnie się wydaje, iż to w pewnym stopniu kwestia lenistwa lub braku czasu. Niestety aby podać danie estetycznie należy się skupić na jego wyglądzie, a to wymaga czasu i chęci. Nic więc dziwnego, że jak wpadasz po pracy do domu z pustym żołądkiem, to będziesz gotował na szybko i podawał byle jak, aby jak najszybciej coś zjeść. To jest normalne, tylko nie pluj potem jadem w stronę blogera, który często na stylizację poświęca więcej czasu, niż na samo przygotowanie. Jeśli jednak zależy Ci, aby fotografia na blogu oddawała wygląd jedzenia bez zbędnych ceregieli przy jego dekorowaniu, to polecam Ci blog Kosą po patelni. Karol, który go prowadzi gotuje, robi zdjęcie tego, co wyszło i wrzuca wpis. Nie zaprząta sobie głowy stylizacją, przez co jego blog wygląda bardzo „życiowo”, a mimo trendu na piękne zdjęcia nie narzeka na brak czytelników. Dodam tylko, że gdy pytałam Karola, czy mogę napisać, że nie skupia się na zdjęciach, tylko na przepisach, to odpowiedział, iż nawet na przepisach się nie skupia, tylko na samym jedzeniu (czyli humor mu dopisuje 😉 ).
CZY „NORMALNI” LUDZIE TEŻ MOGĄ KORZYSTAĆ ZE STYLIZACJI KULINARNEJ?
Każdy, kto ma potrawę, może ją wystylizować. Założę się, że nie raz zdarzało Ci się posypać zupę szczypiorkiem. To już wstęp do stylizacji. Nawet jeśli nie masz bloga, to stylizacja kulinarna może Ci się przydać, gdy np. zapraszasz gości na kolację. Możesz też sobie wystylizować fotkę do mediów społecznościowych i łapać lajki. Ja na Instagramie śledzę profile osób, które nie prowadzą klasycznych blogów, ale traktują tak swoje konto i starają się dbać o estetykę prezentowanych posiłków. Pamiętaj jednak, aby patrzeć na całą sprawę trzeźwym okiem. Nie od razu będziesz robić zdjęcia jak z żurnala… Ja sama zainteresowałam się tym tematem całkiem niedawno i choć widać progres, to moje fotografie nadal nie do końca są takie, jak bym tego chciała. Są jednak najlepsze, jakie na dzień dzisiejszy mogę zrobić. Nie popadaj też w paranoję, że wszystko musi być idealne. Sama się dzisiaj spierałam z Bartkiem, który o fotografii ma dużo lepsze pojęcie i trochę mnie w tej dziedzinie uczy. Widzisz te dwa małe kawałki gofra na zdjęciu powyżej? Bartek uznał, że szpinak, który w nich jest wygląda nieestetycznie i go usunął w programie graficznym. Ja natomiast zostałam przy swoim, bo nie chciałabym, aby moje zdjęcia były już nie wiadomo jak bardzo oderwane od rzeczywistości.
SKĄD BRAĆ PROPSY, CZYLI REKWIZYTY DO ZDJĘĆ?
Teraz mój ulubiony temat, czyli skąd wytrzasnąć te wszystkie graty do stylizacji… Jest kilka dróg, którymi możesz pójść. Możesz kupować je w normalnych sklepach z wyposażeniem wnętrz. Niestety te naprawdę ładne będą sporo kosztowały. Można jednak zrobić fajne zdjęcie używając tańszych naczyń, np. kupionych w Biedronce, ale musisz wybierać faktycznie ładne egzemplarze. Mnie się zdarza iść tą drogą, ale najczęściej jednak kupuję na pchlich targach czy w sklepach charytatywnych. Często można tam znaleźć prawdziwe perełki za psie pieniądze. Warto też poszperać na strychu i w piwnicy. Na moim dzisiejszym zdjęciu widzisz talerz kupiony w sklepie Caritasu za 2 złote, sztućce kupione u „graciarza” na pobliskim bazarku (prawdopodobnie 3 zł za sztukę) i ruski aparat przytargany ze strychu. Wszystko ułożone na prowizorycznym blacie sklepanym z desek kupionych w Castoramie i pomalowanych białą bejcą. Stylizacja kulinarna naprawdę nie musi być droga. Czasem jako tło używam spróchniałej deski przyniesionej z budowy. Wspomniany wcześniej Bartek co prawda go nie lubi, ale wielu czytelnikom się ono bardzo podoba. Bądź kreatywny, a inspiracji polecam szukać szczególnie na Instagramie i Pintereście.
ja Ci dam wiesz ile pracy mnie kosztuje uzyskanie stylizacji, właśnie takiej by wyglądało to jakbym ciepnął na talerz i przybrał koperkiem??? to godziny ślęczenia dobierania kiepskiego światła postarzania produktu i czekania az będzie wyglądał naturalnie – czytaj normalnie 🙂 a tak serio fajny tekst ale i tak nie zmienię podejścia. Wg. mnie powinno jedzenie sprzedawać się smakiem i dlatego to co robię musi przemawiać do mnie z talerza i do czytelników jak się odważą to zrobić. Reklamą się nie najesz ze smakiem. 🙂
Wolność Tomku w swoim domku 😀 Ja wychodzę z założenia, że jemy także oczami, to raz… a dwa – przyznam się bez bicia, że czasem bardziej mnie jara robienie zdjęć potrawie niż samo jej ugotowanie 😛
nie no to już zakrawa o jakieś zboczenie 🙂 to może ja będę gotował, a Ty rób fotki 😛
brzmi całkiem logicznie, ciekawe jaki byłby efekt 😀
I zgodzę się z tym wpisem. Jemy oczami, a smaku niestety nie jesteśmy w stanie przekazać na zdjęciu. Ja zawsze estetycznie staram się podawać każdy posiłek w domu, nie tylko ten który ląduje na blogu. Rekwizyty do zdjęć poszukuję u nas w tzn charity shop 🙂
Gosia, ja Ci powiem, że jak się prowadzi bloga, to chyba już nawet w nawyk wchodzi ładne podawanie posiłków 😉 Ja szczerze mówiąc w temat fotografii zagłębiam się od niedawna (żałuję bardzo, że wcześniej tego nie zrobiłam), ale to rzeczywiście sposób, aby zrekompensować smak i zapach. Widuję Twoje zdjęcia i zawsze wywołują ślinotok 😀
Piękne stylizacje! 🙂 Zgadzam się z Tobą, że wygląd potraw też jest ważny!
Czasem nawet samo piękne zdjęcie umie „sprzedać” średnią potrawę 😉 Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Mój chłopak zawsze mówi że ładnie podane dobrze smakuje, a nieładnie wcale 😀 a mi się zdjęcia ładne podobają, ale zdolności owych nie posiadam i uważam że ma przede wszystkim smakować ;D
widzę tylko jedno wyjście – Ty gotuj, a chłopak niech wystylizuje 😉
Bardzo mnie zaciekawił twój wpis. Dodam od siebie, że stylizowanie potraw dochodzi czasem do tego,że używa się specjalnych lakierów aby produkt – potrawa lepiej wyglądały. Tak robią agencje reklamowe fotografujące żywność na banery itp. a my kupujemy….
tak, oleje napędowe zamiast syropu klonowego, ziemniaki zamiast prawdziwych lodów. czy para z żelazka, aby jedzenie wyglądało na gorące (a „pozuje” już od godziny)… takie są niestety realia biznesu,a w naszym osobistym biznesie leży, żeby nie dać się na to złapać i myśleć jak najbardziej racjonalnie, choć czasem jest to trudne 😉