„Jeden garnek, jedna planeta” -recenzja książki Anny Jones

opycha.pl

Książkę Anny Jones, której pełny tytuł brzmi „Jeden garnek, jedna planeta. Jak gotować dla siebie, rodziny i dla Ziemi” zobaczyłam w Empiku całkiem przypadkiem. Tytuł brzmiał bardzo zachęcająco, ale byłam akurat po lekturze innej książki o podobnej tematyce, na której się bardzo zawiodłam. Postanowiłam więc wstrzymać się z zakupem, tym bardziej że cena okładkowa nie zna litości -niemal 70 złotych! Pomyślałam, że jeśli mam tyle wydać i znów zamknąć książkę z myślą „ale przecież ja to wszystko wiem”, to lepiej sobie odpuścić. Przekartkowałam więc, żeby tylko zrobić rekonesans. Natknęłam się na tekst o tym, jak zrobić samodzielnie woskowijki, które chodzą mi po głowie od dość dawna. Doszłam więc do wniosku, że może się jeszcze na ten tytuł skuszę. No i skusiłam, bo znalazłam promocję, dzięki której mogłam kupić książkę 25% taniej!

Z tego wpisu dowiesz się:

„Jeden garnek, jedna planeta” Anny Jones to kolejna pozycja księgarska o tym, jak nasze odżywianie wpływa na środowisko

O czym właściwie jest książka „Jeden garnek, jedna planeta”?

Anna Jones w swojej najnowszej książce umieściła nie tylko potężną dawkę przepisów z kuchni wegetariańskiej i wegańskiej. Niektóre rozdziały opowiadają o tym, jak to, co jemy, oddziałuje na naszą planetę. Nawet fakt, że przepisy dotyczą wyłącznie kuchni wegetariańskiej czy wegańskiej, nie jest przypadkowy. Sporo się mówi o tym, jak przemysłowe hodowle wpływają na środowisko. Nie chodzi wyłącznie o dobro zwierząt, ale też o uprawy mające zapewnić paszę do ich wykarmienia czy ogromne zużycie wody przy wyrobie mięsa (o tym ostatnim akurat w książce nie przeczytasz). W każdym razie skoro autorka w „Jeden garnek, jedna planeta” chce nas przekonać do tego, aby swoimi decyzjami jak najmniej szkodzić środowisku, to całkiem logiczne, że mięsa w książce brak. Nie oznacza to jednak, iż osoby jedzące mięso nic w niej dla siebie nie znajdą. Dzięki książce można wzbogacić swoją dietę o ciekawe dania warzywne, nie zostając wegetarianinem czy weganinem. Dodatkowo Anna Jones podpowiada też, jak ograniczyć wyrzucanie jedzenia i wykorzystywać resztki. Zachęca także do robienia bardziej przemyślanych zakupów i opisuje swoje sposoby na przechowywanie żywności.

„Jeden garnek, jedna planeta” -najlepiej wydana książka, jaką posiadam!

Pisząc o tym, że książka Anny Jones jest najlepiej wydaną pozycją z mojej kolekcji, mam na myśli nie tylko ilustracje. Choć to prawda, zdjęcia są przepiękne. Przynajmniej dla mojego oka. W sposobie wydania podoba mi się przede wszystkim uporządkowanie treści. Bo musisz wiedzieć, że „Jeden garnek, jedna planeta” to nie tylko przepisy, ale też sporo merytoryki. Dałabym może mały minusik za najmniejszą czcionkę, z jaką się dotychczas spotkałam w książce. Ma to jednak pozytywne strony. Już teraz książka ma ponad 300 stron, więc gdyby tekst zajął więcej miejsca, byłaby strasznie gruba! Jak dla mnie jest wystarczająco ciężka, nie potrzeba więcej papieru! 😉

Książka okraszona jest potężną ilością pięknych (przynajmniej moim zdaniem) zdjęć

Jasny podział treści

Spis treści w książce Anny Jones może cię zaskoczyć. Nie ma tutaj podziału na śniadania, obiady, kolacje czy przystawki, zupy i dania główne. Podział treści jest nietypowy, ale jak dla mnie bardzo funkcjonalny. Rzuć okiem na poniższą rozpiskę.

Spis treści:

  • Wstęp
  • Jeden garnek
  • Planeta I
  • Jedna patelnia
  • Jedno warzywo
  • Szybko
  • Planeta II
  • Jedna blacha
  • Nie wyrzucaj

Już we wstępie autorka wyjaśnia, skąd pomysł na taki układ. Rozdziały „Jeden garnek”, „Jedna patelnia”, „Jedno warzywo”, „Szybko” i „Jedna blacha” to przepisy. Być może już się domyślasz, że jeśli „Jeden garnek”, to będą przepisy na potrawy jednogarnkowe. Jeśli „Jedna patelnia”, to będzie to, co można przygotować, używając jednej patelni. I tu muszę wtrącić -nie chodzi wyłącznie o dania smażone. Choćby przepis na frittatę przewiduje, że najpierw podsmażysz składniki, a potem je dopiekasz. Dlatego uprzedzam, że do kilku przepisów będzie potrzebna patelnia, której można używać także w piekarniku. Ciekawym rozdziałem jest „Jedno warzywo”. Anna Jones wymienia w nim najbardziej popularne warzywa i podaje przy każdym 10 przepisów z ich wykorzystaniem. Wyjątkiem są ziemniaki. Tutaj jest jeszcze 5 dodatkowych przepisów na pieczone ziemniaki. Rozdział „Szybko” to przepisy na szybkie dania. Nie ma ograniczonej ilości garnków. Ma być szybko i smacznie! „Planeta I” i „Planeta II” to rozdziały poświęcone temu, jak nasze odżywianie, zakupy i inne tego typu czynności wpływają na środowisko. Czysta merytoryka, zero receptur na potrawy. Na koniec to, co tygryski lubią najbardziej, czyli „Nie wyrzucaj”. Znajdziesz w nim porady, jak unikać wyrzucania żywności. Chodzi nie tylko o gotowanie z resztek, ale także przedłużanie żywotności produktów poprzez piklowanie czy kiszenie.

Jak oceniam treść merytoryczną w książce „Jeden garnek, jedna planeta”?

Muszę przyznać, że byłam mile zaskoczona, bo Anna Jones poświęciła dużo miejsca na merytorykę. Nie uprościła sprawy do „kupuj bio warzywa, a jeśli możesz, uprawiaj swój ogródek”. Wachlarz poruszanych tematów jest naprawdę spory. Możemy się dowiedzieć jak cały proces uprawy warzyw czy owoców wpływa na planetę. Jones zwraca uwagę nie tylko na popularne kwestie, takie jak ślad węglowy, powstały w wyniku transportu, ale nawet na wyjałowienie gleby przez monokulturowe uprawy. Zachęca do zakupu lokalnych, sezonowych produktów.

Mam jednak jeden poważny problem z przedstawioną w książce treścią. Czytając rozdziały „Planeta I” i „Planeta II” zbyt często zadawałam pytanie „dlaczego”. Autorka pisze np. o tym, że mrozi jajka, aby się nie zmarnowały. Przed zamrożeniem ubija osobno jajko i żółtko. Wszystko super, tylko dlaczego je ubija? Przechowywanie mąki w lodówce -dlaczego? Autorka wymienia, które produkty warto kupować z certyfikatem Fairtrade. Nie uzasadnia jednak dlaczego. Pisze też o tym, że powinniśmy wspierać osoby, od których kupujemy żywność. Pozwolę sobie zacytować zdanie, które najlepiej odzwierciedli, co mam na myśli…

Jako konsumenci mamy obowiązek dbać o jakość życia osób, od których kupujemy jedzenie – szczególnie najuboższych, spychanych na margines, oraz kobiet – bo od ich losu zależy stan zrównoważonej gospodarki rolnej. Dobrym sposobem wsparcia jest kupowanie produktów Fairtrade.

Wybrałam akurat ten cytat, bo ktoś, kto dotychczas nie zagłębiał się w temat wpływu wytwarzania żywności na środowisko i lokalne społeczności może zadawać sobie pytanie, dlaczego Jones wyróżniła kobiety. Czyżby feministka? Nie, nic z tych rzeczy. Jako osoba zorientowana w temacie mogę sobie połączyć wątki. Wiem, że do łuskania orzechów nerkowca często zatrudnia się kobiety i dzieci, którym płaci się grosze. Wiem także, że osoby łuskające nerkowce są narażone na niebezpieczeństwo w postaci poparzenia. Ale to już musisz sobie wyszukać w Google. W książce tego nie przeczytasz.

Podsumowując -w „Jeden garnek, jedna planeta” autorka porusza bardzo wiele tematów związanych tym, jak nasze odżywianie oddziałuje na planetę i na innych ludzi. Niestety wiele z tych tematów jest mocno okrojone. Jednym takie zasygnalizowanie wystarczy, inni poszukają informacji na własną rękę, a jeszcze inni po prostu oleją temat. Ja lubię wiedzieć, dlaczego mam coś robić i jeśli ktoś mi coś poleca, to też lubię, gdy to polecenie uzasadnia. Rozumiem jednak, że nie wszyscy mają podobne podejście i dla nich czasem im krócej, tym lepiej. Być może taki stan rzeczy wynika też z okrojenia tekstu, żeby i tak już gruba książka była do podźwignięcia przez czytelnika… 🙂

„Jeden garnek, jedna planeta” to nie tylko przepisy, ale też całkiem sporo treści merytorycznej

Jak oceniam przepisy kulinarne proponowane przez Annę Jones?

Nie będę ściemniać, przepisy zawarte w „Jeden garnek, jedna planeta” zrobiły na mnie duże wrażenie! I wcale nie chodzi o smak, bo ten jest kwestią subiektywną. Nie chodzi też o ich dużą ilość, choć jest w czym wybierać! Bardzo mi się spodobało, że jeśli jest taka możliwość, Anna podaje wegetariańską i wegańską wersję przepisu. Dodatkowo podaje, jakie składniki można zastąpić innymi, w zależności od sezonu. Dzięki temu, gdy gotowałam ostatnio dahl z soczewicy, to nie użyłam pomidorów, tylko zastąpiłam je dynią. To nie mój pierwszy raz z tą potrawą, a jednak nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy.

Dział „Nie wyrzucaj” to prawdziwy sztos! Poza klasycznymi poradami jak wykorzystać resztki itp. Jones rozpisała w nim coś w rodzaju tabelek. Pokazują one, jak można połączyć składniki, aby powstało danie czy sos. Weźmy na przykład zupy. W jednej kolumnie wypisane zostały produkty na bazę zupy, w kolejnej zioła i aromaty, dalej przyprawa, główny składnik, treściwy dodatek, drugie warzywo, konsystencja, dodatki. Pod nazwą każdej kolumny są wypisane poszczególne produkty, a na samym dole wskazówki, jak je zastosować. To ty podejmujesz decyzję, których składników użyjesz i jak je połączysz. Co prawda jeszcze niczego nie gotowałam w oparciu o te tabele, ale myślę, że dla wielu osób to będzie spore ułatwienie w kuchni!

Niestety przepisy z „Jeden garnek, jedna planeta” mają też swoje minusy. Autorka nie podaje dokładnych wag warzyw, nie wspomina nawet, czy wziąć dużą marchewkę, czy małą marchewkę. W przepisie znajdziesz po prostu polecenie, aby użyć jednej marchewki. I być może sobie teraz pomyślisz, że się czepiam, nie ma sprawy. Sama jednak mam uczulenie na tę kwestię od czasu, gdy koleżanka wyszukała sobie przepis z mojego bloga, użyła dużo większej marchewki niż ja i jej potrawa nie była już taka dobra, jak moja. Zdarzało mi się też nie zrozumieć poszczególnych wskazówek. Myślę, że tutaj winę może ponosić przekład na język polski. Gdy trafiałam na takiego „babola”, po prostu czytałam przepis trzy razy i zastanawiałam się, co trzeba zrobić, żeby potrawa miała ręce i nogi. Kto wie, może ten problem będzie dotyczył tylko mnie, a ty nie będziesz mieć żadnych kłopotów z przyswajaniem treści.

Czy polecam książkę „Jeden garnek, jedna planeta”?

Myślę, że to, czy warto kupić książkę Anny Jones, zależy od tego, czego od niej oczekujesz. Ja nie dowiedziałam się niczego nowego o wpływie odżywiania na środowisko. Z rozdziałów merytorycznych jedyną nowością było samodzielne przygotowywanie woskowijek (zamierzam wypróbować). Wydaje mi się, że ktoś, kto już od jakiegoś czasu interesuje się tym tematem, także nie znajdzie zbyt wiele nowej wiedzy. Z drugiej strony, jeśli ktoś dotychczas nie zagłębiał się we wpływ odżywiania na planetę, może zrobić duże oczy. Szczególnie jeśli zada sobie czasami pytanie „dlaczego” i poszuka informacji.

Przepisy zawarte w książce są moim zdaniem ciekawe, ale też nie są przekombinowane. Oczywiście, jeśli ktoś dotychczas rozmijał się z kuchnią, to receptury mogą być dla niego bardziej wyszukane, niż dla takiej wyjadaczki jak ja. 😉 Miłym zaskoczeniem było dla mnie, że większość składników jest dostępna w naszych marketach i nie trzeba szukać nie wiadomo gdzie. Dotychczas wypróbowałam tylko dwa przepisy, ale w lodówce mam składniki na kilka kolejnych -będzie gotowane! Zresztą najlepiej chyba będzie, jeśli przed zakupem książki sprawdzisz, jakie przepisy Anna publikuje na swoim blogu. Niektóre nawet powtarzają się w książce.

Mimo iż wiedza zawarta w książce nie wyrwała mnie z butów, to nie żałuję za bardzo, że ją kupiłam. Z pewnością jest dla mnie dużą inspiracją zarówno pod względem przepisów, jak i fotografii. W skali od 1 do 10 oceniam ją na mocne 7 (za całokształt). Jeśli zdecydujesz się na zakup, polecam poszperać w księgarniach i internetach, czy nie da się kupić taniej, niż cena okładkowa. Nie okłamujmy się, 70 złotych to nie są małe pieniądze. Jeśli możesz, idź do najbliższego stacjonarnego Empiku, chwyć książkę w rękę i przejrzyj. Nie polegaj wyłącznie na mojej recenzji, bo to moja subiektywna ocena.

5 1 głosuj
Oceń wpis
Subskrybuj
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Beata
Beata
2 lat temu
Oceń wpis :
     

Gdy zaczęłam uprawiać swój ogródek i zobaczyłam, ile to trudu, pracy, czasu… powstało pytanie: jakim cudem marchew w sklepie kosztuje tak malutko? I jeszcze promocje… zaczęłam stawiać na mniej droższych, ale tutejszych warzyw i owoców. Inaczej czuję się trochę jak wyzyskiwacz…

Łukasz
Łukasz
2 lat temu

„…dlaczego Jones wyróżniła kobiety. Czyżby feministka? Nie, nic z tych rzeczy. Jako osoba zorientowana w temacie mogę sobie połączyć wątki. Wiem, że do łuskania orzechów nerkowca często zatrudnia się kobiety i dzieci, którym płaci się grosze.”
Z tego co wiem to feminizm polega m.in. na zwracaniu uwagi na niesprawiedliwe traktowanie kobiet…

trackback

[…] zaskoczeń ubiegłej zimy była zupa krem z czerwonej kapusty. Przepis znalazłam w książce “Jeden garnek, jedna planeta” i choć na początku podchodziłam do niego sceptycznie, to zupa bardzo mi się spodobała! Ten […]

5
0
Chętnie poznam twoje zdanie, zostaw komentarz!x