Mówi się, że jaki Sylwester, taki cały nowy rok. Mówi się też, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień. A ja ci powiem, że moim zdaniem jaki poranek, taki cały dzień! W takim razie jak dobrze zacząć ten dzień? Mi pomaga w tym moja poranna rutyna. Opowiem ci, co i dlaczego robię każdego ranka (poza weekendami), może coś cię zainspiruje!
Zaczynam dzień już wieczorem, przy nastawianiu budzika.
Staram się wstawać wcześnie, ale też wcześnie kłaść do spania. Różnie to wychodzi, ale nie ma co liczyć na to, że jak się położę późno w nocy, to wstanę o świcie z uśmiechem na ustach. Dlatego północ to już dla mnie ostatni dzwonek. Na moje szczęście sama sobie wyznaczam godziny pracy, więc im później się położę, tym później nastawiam budzik. Lubię wstawać koło 6.00, bo przy pobudce np. o 9.00 odnoszę wrażenie, że już cały dzień mi uciekł. Dodatkowy plus wczesnego wstawania -nikt mi nie zawraca gitary i mogę w spokoju zająć się swoimi rzeczami.
Muszę też wspomnieć o czymś, o czym przeczytałam w książce „Fenomen poranka” autorstwa Elroda Hala. Napisał o tym, że w porannym wstawaniu istotną rolę gra to, z jakim nastawieniem położymy się spać. I wiesz co? Jest w tym sporo prawdy! Zauważ, że inaczej ci się wstaje, gdy np. zaczynasz urlop, a inaczej, gdy jest niedziela i wiesz, że od jutra znów musisz iść do pracy. Właśnie dlatego, gdy się kładę, wolę myśleć o tym, że jutro będzie bardzo dobry dzień. Tłumaczę sobie, że może i będzie sporo pracy, ale to będzie fajna praca i będę ją wykonywać z jak największą przyjemnością. Oczywiście nie zawsze się tak da, ale rozpaczanie w niedzielny wieczór, że jutro znowu trzeba iść do roboty, wcale nie pomaga 😉
Na to, w jakim stanie się obudzę, ma też wpływ to, jak będę spała. Dlatego staram się nie gapić w telefon późnym wieczorem, a zamiast tego czytać książkę. Dzięki temu oczy odpoczywają od niebieskiego światła, a ja przestaję rozmyślać o bieżących sprawach. To się przydaje szczególnie wtedy, gdy dzień był stresujący.
A gdy już zadzwoni budzik…
no to trzeba wstać! Nie ma, że boli. Wbrew pozorom ustawianie pierdyliona drzemek na telefonie wcale dużo nie pomoże. Nie będę ściemniać, ja też czasem „dosypiam”, ale u mnie to już jest zwykle godzina czy dwie, bo budzenie się co 10-15 minut tylko pogarsza sprawę. To trochę tak, jakby ktoś w nocy co chwilę szarpał cię za ramię i pytał która godzina -no ni cholery nie odpoczniesz 🙂 Poniżej rzucam ci wywiad z Magdaleną Komstą, specjalistką od snu. Został przeprowadzony na kanale „Przygody przedsiębiorców” i oczywiście poruszane są kwestie relacji sen-praca, ale można wyciągnąć wiele do życia prywatnego. A co robię, gdy już wstanę?
Joga na dzień dobry!
Tak, dobrze widzisz. Kiedyś zaczynałam kawę wycieczką p ostałym szlaku: toaleta, czajnik, kawa. Teraz moja poranna rutyna się trochę zmieniła, chociażby dlatego, że od jakiegoś czasu prawie w ogóle nie pijam kawy (o tym, jak i dlaczego ją rzuciłam, przeczytasz tutaj -klik!). Dziś oczywiście najpierw toaleta, potem trochę wody, a następnie joga. Ja robię szybką praktykę dla początkujących, bo faktycznie mój poziom jest obecnie żaden. Mimo wszystko to poranne rozciąganie sprawia, że moje ciało się pobudza i mam lepszy rozruch. To, że nie cierpię na chroniczne bóle pleców od siedzenia przy komputerze to już wartość dodana.
A potem wycieczka do czajnika i…
medytacja! Wbrew pozorom nie trzeba być buddystą, żeby medytować. Medytacja to nic innego jak „usiąść na dupie i skupić się na tu i teraz” 😉 I ja tak właśnie robię. Siadam na macie (zostawiam rozwiniętą po jodze), zamykam oczy, otwieram umysł i lecę… Niektórzy starają się wtedy zapanować nad myślami, które płyną im przez głowę. Ja po prostu robię, jak danego dnia potrzebuję. Czasem porządkuję to, co akurat mój rozum „mieli”, czasem układam złapane myśli w plan na cały dzień, a niekiedy po prostu słucham jak buczy lodówka. W ciepłe dni lubię sobie przycupnąć na balkonie, bo nie ma nic fajniejszego niż ćwierkanie ptaszków i promienie słońca na dzień dobry. Jak długo medytuję? Bardzo krótko. Ja jestem z tych, którzy mają dość nadpobudliwy rozum, ciało czasem też się wyrywa do działania, więc kolejność jest nieprzypadkowa. Po jodze wstawiam wodę na herbatę i medytuję tak długo, jak długo woda się będzie gotować. Na razie nie czuję potrzeby, żeby ten czas wydłużyć, bo i tak już swojego rodzaju medytacją jest praktyka jogi.
Mam już herbatę. Co dalej?
Teraz już właściwie ostatni stały punkt programu, czyli „wdzięczniczek”. Biorę herbatę, siadam do stołu z notesem i zaczynam swoje szamańskie rytuały. Najpierw wypisuję trzy rzeczy z poprzedniego dnia (czasem też z bieżącego), za które jestem wdzięczna. Nie mają to być jakieś wielkie wydarzenia, tylko właśnie coś z pozoru błahego. Może to być miła rozmowa z panią z warzywniaka, miły uśmiech sąsiada czy ładny wschód słońca. W jakim celu to robię? Przede wszystkim ten „wdzięczniczek” buduje dobre emocje, dzięki czemu dzień zaczynam z pozytywnym nastawieniem. W dłuższej perspektywie uczy też doceniać pozornie nijakie rzeczy, takie „małe szczęścia”. Cóż, jedni potrzebują nowego Ferrari, żeby poczuć się szczęśliwym człowiekiem, a mi wystarczy notes i długopis 😉
Po trzech rzeczach, za które jestem wdzięczna wypisuję trzy kolejne, które sprawią, że to będzie dobry dzień. Możesz się zdziwić co tam się pojawia! Żeby nie być gołosłowną przytoczę zapiski z 29 kwietnia tego roku.
Ten dzień będzie dobry, bo:
- zrobię coś do e-booka
- załatwię w końcu ten newsletter!
- poczytam
Skąd takie właśnie trzy punkty? Może wiesz, a może nie, temat e-booka ciągnie się u mnie już od ponad roku. Idzie mi tak mozolnie, bo zawsze znajdzie się coś ważniejszego do roboty. Dlatego zrobienie choć małego kroku do przodu sprawia, że mój dzień jest lepszy. Jeśli chodzi o newsletter, to przypominam sobie, że miałam bardzo długą przerwę w jego wysyłaniu. Chciałam też ulepszyć kilka spraw, a w przypadku newslettera choćby małe zmiany zajmują czasem pół dnia. Jesli jeszcze nie ma cię na mojej liście mejlingowej, możesz się zapisać w każdej chwili 😉
Tak samo, jak w przypadku e-booka, każdy mały krok do przodu bardzo cieszy. No dobrze, to takie sprawy wręcz ambicjonalne, a co z tym czytaniem? Przecież czytanie to taki banał… No właśnie, a jak często czytasz? Jak wielu ludzi mówi, że nie czyta, choć lubi, bo nie znajduje na to czasu? Jedni się cieszą, jak znajdą czas na kupienie nowych szpilek, innym przyjemność daje czytanie, prosta sprawa 🙂
Trzeci punkt w moim „wdzięczniczku” to afirmacje. Podobno, jeśli będziemy sobie coś często powtarzać, to nasz mózg będzie nami kierował tak, aby nasze słowa stały się rzeczywistością. Zaczniemy zauważać rzeczy, na które dotychczas nie zwracaliśmy uwagi i wykorzystywać różne okazje prowadzące nas do realizacji założonych celów. Czy to faktycznie działa? Trudno powiedzieć. Ja od kilku tygodni pisze sobie, że jestem przedsiębiorcza. Mimo tego wciąż taka ze mnie bizneswoman jak z koziej dupy trąba, ale zauważam poprawę choćby w negocjacjach przy współpracach. Czyli tutaj chyba wszystko pójdzie jak z e-bookiem, małymi kroczkami do przodu.
Czy taka poranna rutyna faktycznie sprawia, że mam dobry dzień?
Myślę, że tak. Jak się o tym najłatwiej przekonać? Wystarczy pewnego dnia po prostu ją olać. Zdarza się, że wstaję jakaś połamana, poturbowana przez życie i naprawdę wygibasy na macie czy wmawianie sobie, że zawojuję świat biznesu to ostatnia rzecz, którą bym chciała zrobić. I nie robię. A potem nic nie robię, bo nie wiem, za co się chwycić. Ciało jest nierozruszane, umysł lewituje gdzieś w obłokach, a ja robię wszystko od dupy strony. Daję sobie czasem przyzwolenie na takie dni, jednak zdecydowanie wolę się przemóc i chociaż chwilkę pomedytować, żeby sobie plan dnia w głowie poukładać.
Czy trudno wyrobić sobie nawyk?
Pewnie ciśnie ci się na usta pytanie, jak długo przyzwyczajałam się do takiej porannej rutyny? Trudno jednoznacznie określić, poza tym ja wszystko wprowadzałam stopniowo. Najpierw było wcześniejsze wstawanie i „wdzięczniczek”. W czasie pierwszej fali pandemii nie bardzo mogłam się zebrać do pracy, a nie chciałam też śledzić wiadomości w mediach, żeby się niepotrzebnie nie dobijać, więc sporo czytałam. Do wczesnej pobudki i spisywania wdzięczności zainspirował mnie wcześniej wspomniany „Fenomen poranka” i „Narzędzia Tytanów” Tima Ferrisa. Te same książki popchnęły mnie w ramiona medytacji, ale musiałam do tego dojrzeć, dlatego pojawiła się w porannej rutynie jako ostatnia. W międzyczasie zaczął mnie męczyć ból pleców, a że moja koleżanka Madzia, która prowadzi bloga „Okiem blondynki” chwaliła sobie jogę w tym aspekcie, to zaczęłam rozważać jej praktykowanie. Później znajoma z Instagrama poleciła mi Gosię Mostowską i jej jogę dla początkujących, o której już pisałam przy rzucaniu kawy (link do wpisu znajdziesz wyżej, w akapicie „Joga na dzień dobry”). Wszystko rozłożyło się w czasie na jakieś 3-4 miesiące. Dziś jest to dla mnie prawie taki sam nawyk, jak mycie zębów. Wiadomo, początki były trudne, bo zapominałam, bo mi się nie chciało, ale z czasem wszystko da się wypracować, wystarczy trochę cierpliwości i wytrwałości.
A może ty też chcesz spróbować?
Czy taka poranna rutyna sprawi, że i ty będziesz mieć dobry dzień? Ja nie jestem jednym z tych kołczów, którzy obiecują złote góry w zamian za kilka stówek, ale myślę, że warto spróbować! Jak zauważysz, że coś ci nie leży, to po prostu modyfikuj wszystko na swoją modłę. Nie oczekuj jednak efektów już po pierwszej praktyce jogi czy „wdzięczniczka”. Nie planuj też, że już od pierwszego dnia będziesz stawać na głowie, a potem godzinę dumać w pozycji kwiatu lotosu. Nie tędy droga. Pamiętasz mój wpis o tym, jak zacząć biegać? Jeśli nie, to możesz go przeczytać tutaj (klik!). Wspomniałam w nim, żeby nie zaczynać z „grubej rury”, tylko stopniowo podnosić sobie poprzeczkę. W przypadku porannych zwyczajów jest tak samo. Być może na początku będzie dla ciebie wyzwaniem, żeby w ogóle wygramolić się z łóżka bez ustawiania dziesięciu drzemek, a gdzie tu jeszcze zakładanie nogi za głowę… Zacznij od początku i zmieniaj to, co ci się nie podoba. Mam znajomą, która po przeczytaniu „Fenomenu poranka” w ogóle nie wyrobiła sobie nawyku wczesnego wstawania. To jest dla niej nienaturalne. Mogłaby się próbować zmusić, ale pewnie to by się prędzej czy później skończyło chronicznym zmęczeniem. Prawdopodobnie wcale by nie wykorzystywała pozyskanego czasu, bo by nie była w stanie skupić się nawet na zrobieniu kawy. Każdy z nas jest inny i nie można oczekiwać, że to, co sprawdza się u innych, u nas też będzie świetnie działało.
Jeśli zdecydujesz, że chcesz podjąć wyzwanie, to trzymam kciuki i życzę powodzenia! W razie potrzeby pisz do mnie śmiało (kontakt@opycha.pl), będę wspierać i pomagać na tyle, na ile będę w stanie 😉 Oczywiście możesz też się odezwać na Facebooku czy Istagramie, jeśli ci wygodniej. Będzie mi też bardzo miło, jeśli w ogóle dasz znać, czy u ciebie taka poranna rutyna się sprawdza!
Na koniec podrzucę ci jeszcze linki* do książek, o których wspominam. Być może któraś cię zainteresowała i chcesz kupić, a nie warto przepłacać, dlatego możesz poszukać najkorzystniejszej oferty w kilku sklepach:
najkorzystniejszą ofertę zakupu książki „Fenomen poranka” znajdziesz tutaj -klik!
najkorzystniejszą ofertę zakupu książki „Narzędzia tytanów” znajdziesz tutaj – klik!
*Linki do książek to linki afiliacyjne, co oznacza, że jeśli dokonasz zakupu przez podlinkowaną wyszukiwarkę, to sprzedawca podzieli się ze mną malutkim procentem od zysku. Ja będę mogła dzięki temu rozwijać swoją działalność, a ty mnie w tym wesprzesz nie ponosząc dodatkowych kosztów, za co z góry ci dziękuję!
Ja o 6 rano zasypiam xD.
Ale też „rano”rozciąganie przed śniadaniem, potem dopiero kawa.
I zaskoczyłaś mnie z tym „dźwięcznikiem” – ja jestem typem, który nie lubi rozpisywać takich rzeczy.
ps. Tak, czytam nadprogramowo bo lubię :P.
Aga, jak byś mi kazała prowadzić ten „dźwięczniczek” jakieś 3 lata temu, to bym jeszcze się zastanowiła, dziesięć lat temu bym Cię tak obśmiała, że szok 😀 A dzisiaj sama prowadzę mimo, że też rozpisywanie takich rzeczy nie do końca jest w moim stylu. Jednak słowo pisane ręcznie w pewnym sensie ma podwójną moc 😉 Natomiast co do pór, w których funkcjonujesz… ja bardzo szanuję nocnych marków, ale współlokatorki we mnie nie znajdziesz, bo byśmy były dla siebie jak ziarnko piasku w oku 😛
hehe, no to akurat pasuje, bo jakbyś mi się zaczynała tłuc z jogą, jak ja idę spać, to bym zabiła 😀
I w drugą stronę to samo… nic mnie bardziej nie wkurza, niż czyjeś krzątanie się po domu, gdy ja się kładę 😛
czyli reasumując, jesteśmy idealnymi nie współlokatorkami xD
Taa jest pani kierowniczko! 😀
Przydatne rady dla osob, ktore rano sa odpowiedzialne tylko za siebie. Kiedy jest nas wiecej, zaczyna sie to troche komplikowac. Ale takze mamy poranna rutyne, ktora dobrze nam robi 🙂 Pozdrawiam!
Ale właśnie o tym pisze autor „Miracle morning” -o wcześniejszym wstawaniu, żeby mieć czas dla siebie, gdy inni domownicy jeszcze słodko śpią. Wiele osób, które wykształciły u siebie taki zwyczaj, w tym „odzyskanym” czasie robi coś na rzecz rozwoju osobistego. Uczą się języków, realizują jakieś swoje mniejsze czy większe projekty, czytają… Czyli robią to, na co nie ma czasu, gdy inni domownicy już są na nogach 🙂
O wlasnie zwrocilas uwage na wazna rzecz, ze udane poranne wstawanie, czy dobry poczatek kolejnego dnia przygotowuje sie juz poprzedniego dnia wieczorem. Jestem dla Ciebie pelna podziwu – joga z samego rana, oj chyba mi nigdy nie uda sie zmobilizowac do czegos takiego, wiec tym bardziej moj podziw jest wiekszy. Pozdrawiam serdecznie Beata Redzimska
Cześć Beata! Z tą jogą to nie ma aż tak co podziwiać, bo to naprawdę prosty zestaw 😉 Można równie dobrze zrobić 10 przysiadów i 20 pajacyków, a ciało się pobudzi do życia 🙂 Mimo wszystko bardzo dziękuję za miłe słowa!
Dla mnie to za skomplikowane. JA wstaję, włączam radio, przez ostatnie 15 lat poranki robił mi Marcela w Trójce, teraz nie ma Trójki, ale za chwilę będzie radio 357. Potem kawa, ekspres zaprogramowany na określona godzinę, toaleta, w aucie ( w lecie na rowerze, w słuchawkach) radio i o 8:00 jestem pełen energii na nowy dzień.
Ja kocham swoje poranne rutyny i zawsze jestem zła jak musze z czegoś zrezygnować z jakiegoś powodu.
Wbrew pozorom właśnie tak ma wiele osób! Zwykle się mówi, że rutyna szkodzi, że trzeba z nią walczyć, ale w wielu przypadkach jednak takie powtarzalne czynności są nam po prostu potrzebne!
Bardzo fajne te twoje poranki. Dużo z tych rzeczy już robię, chociaż muszę przyznać, że po porannych afirmacjach jeszcze w łóżku (10 min), jednak udaję się po kawę – ah te nawyki! A przy kawie spokojnie zajmuję się planowaniem dnia. Nie uprawiam rano jogi ani w ogóle, a chętnie bym do niej wróciła. Czy możesz mi polecić jakiś instruktarz? Zakończyłam przygodę z jogą na podstawowym etapie dawno temu i już nic nie pamiętam…
Kasia, tak, jak wyżej pisałam… Ja robię jogę dla początkujących, taką naprawdę krótką. Zatem niestety instruktażu nie polecę, bo ja za cienka w uszach na to jestem 😉 A że kawa… Gdyby nie to, że mi już przestała służyć, to też pewnie bym kontynuowała swoją około 20-letnią przygodę z codziennymi porannymi podróżami z łózka do czajnika 🙂 A powiedz mi, jak długo tak afirmujesz w łóżku? W sensie wiesz, każdego dnia ile czasu mniej więcej schodzi 😉 Pytam, bo ja bym się po prostu bała, że się za bardzo rozkokoszę i jednak nie będzie mi zbyt spieszno, żeby wstać (ja… Czytaj więcej »