Wyobraź sobie sytuację… Stoisz w kolejce w mięsnym. Przed tobą stoi kobieta z dzieckiem. Jak by to powiedział Miłosz Brzeziński – jest to dziecko typu córka. No więc stoisz sobie w tym rzeźniku, a przed tobą babka z córką. W pewnym momencie nawiązuje się między nimi rozmowa.
– Kochanie, zaraz pójdziemy, tylko jeszcze kupię schab na kotleciki.
– O, na kotleciki, lubię kotleciki! A z czego jest ten schab mamusiu?
– Kochanie, schab jest ze świnki.
– Ze świnki? Jak Świnka Pepa?
– Tak, dokładnie słoneczko, schab jest ze Świki Pepy.
– O, to super, lubię Świnkę Pepę!
Co sobie myślisz, gdy to słyszysz? Mnie w pewnym stopniu by to rozbawiło. Jednak z drugiej strony też przeraziło. W każdym razie taki dialog musi wywoływać jakieś emocje, bo to nie są zmyślone zdania. Mój znajomy usłyszał tę rozmowę na dziale mięsnym w markecie i na tyle go ruszyło, że musiał mi o tym opowiedzieć.

Czy Świnka Pepa musi odejść? Czyli o wychowywaniu w świadomości skąd bierze się mięso.
Nie będę ściemniać. Nie mam prywatnego dziecka typu córka. Nie mam też prywatnego dziecka typu syn. Mam natomiast siostrzeńca, który jest już nastolatkiem i zadziwia mnie, jak bardzo jest świadomy tego, czym się odżywia. Wie, że cukier jest we wszystkim. Niedawno mnie pouczył, że skoro nie jem białego cukru to nie znaczy, że nie jem cukru w ogóle, bo choćby fruktoza to naturalny cukier. Czy jednak jest świadomy, że kotlet, który leży na jego talerzu kiedyś miał nogi i ogonek? Myślę, że tak, bywał na wsi, widział świnię, ale pewna na 100% nie jestem. Załóżmy, że nie wie. Co teraz? Teraz są dwie drogi dotarcia do prawdy. Albo dowie się od nas, czyli od rodziny (mnie, matki, babki…), albo z internetów. Co lepsze? Obstawiam to pierwsze, bo internety dadzą mu pierdyliard wyników wyszukiwania i może kliknąć nie w ten, w który powinien. Internet jest jak papier, przyjmie wszystko. Taki młody człowiek może od razu strzelić gola i trafić na informacje o zwierzętach w ubojniach, które hoduje się niehumanitarnie. Może też naczytać się jakichś nieprawdziwych historii, które mają nabić kabzę komuś, kogo w sumie los zwierząt (a często i ludzi) nie obchodzi. Ale ten sam młodzieniec może się dowiedzieć, że owszem, kotlet schabowy kiedyś był żywy, dlatego należy docenić śmierć świni i traktować mięso z poszanowaniem. Jeśli jesteś rodzicem lub wychowujesz (niekoniecznie prywatne) dzieci, to niestety na Ciebie spada podjęcie tej ciężkiej decyzji. Powiedziałeś już swojemu dziecku, że Mikołaj nie istnieje? No, to teraz będzie tylko z górki…
Po co odzierać dzieci ze złudzeń i uświadamiać je skąd bierze się mięso?
Znasz nurt piątej ćwiartki? To wykorzystywanie wszystkich części zwierzęcia, tzw. od nosa do ogona. Dawniej to było coś naturalnego. Tak naturalnego jak to, że nie jeden dzieciak był świadkiem świniobicia czy kury biegającej bez głowy. Przynajmniej nie myślał, że filet z kurczaka jest produkowany od podstaw w fabrykach, jak np. wafelki. Dawniej od zawsze uczono szacunku do pożywienia, a tym bardziej do mięsa. Powody były różne, np. bieda, ale też fakt, że trzeba ubić świniaka, żeby były kotlety. Ubić, czyli po prostu zabić, odebrać życie. Uprzedzę twoje myśli, nie zamierzam namawiać do wegetarianizmu. Sama jem wszystko. Jadłam już bardzo różne mięsa i podroby, w tym móżdżek wołowy, więc raczej nie jestem osobą kompetentną, aby to robić. Staram się jednak nie wyrzucać mięsa, o ile nie jest to konieczne. Uczę się wykorzystywać podroby. Robię tak bo wiem, że jakaś świnka oddała życie za mojego schaboszczaka. Prywatnych dzieci też nie mam, więc nie będę cię pouczać, jak masz wychowywać swoje. Chciałabym tylko dać ci do myślenia. Skłonić do refleksji. Czy nie warto mówić dzieciom prawdy? Istnieje ryzyko, że młody człowiek podejmie decyzję o rzuceniu mięsa, ale podejmie ją świadomie. Nie pod wpływem namowy przez aktywistów, nie dlatego, że jakiś znany raper to poleca. A co, jeśli dalej będzie lubić kotlety? Super, wolna wola. Ale przynajmniej będzie jeść te kotlety z większą świadomością.
Przy okazji podrzucam tutaj przepis na bardzo dobrego schabowego, który może ci się przydać, jeśli dotychczas twoja pociecha częstowała pieska pod stołem 😉
Sama miałam fazę na weganizm (wytrzymałam 4 miesiące, jak na mnie to baaardzo długo), ale aktualnie dalej jem mięso i nie zamierzam tego zmieniać. Ogólnie nie lubię wyrzucać jedzenia, a już nie wyobrażam sobie wyrzucać mięsa i chyba to mnie najbardziej denerwuje w ludziach. Nakupują na 2 osoby tyle, że 10 by nie przejadło, a potem plasterek wędlinki hyc, do śmieci. Poświętujmy przy suto zastawionym stole na Wielkanoc, jak się zepsuje to trudno, przecież to „tylko” jedzenie…. Mięso to dla mnie coś, co musi zawsze być zjedzone – zwłaszcza dlatego, że zwierzę umarło po to, bym miała co jeść. Chociaż… Czytaj więcej »
Weganizm przez 4 miesiące?! Ja wytrzymałam najdłużej chyba miesiąc, albo dwa tygodnie, nie pamiętam… Choć to smaczna i z pewnością zdrowa dieta (o ile dobrze poprowadzona), to jednak ja nie lubię ograniczeń, dlatego szacun! Co do samego mięsa – za dzieciaka bywałam dość często na wsi i pamiętam dzień, gdy znalazłam świński łeb, na szczęście bardziej mnie zżerała ciekawość niż przerażenie. Mimo tego, że mieszkaliśmy w mieście, to jeszcze gdy byłam naprawdę małym dzieckiem mieliśmy kury. Pamiętam, że się chodziło po jajka, goniło z kurami po podwórku, a potem taka kurka lądowała w kuchni i się rwało pierze, skrobało nóżki… Czytaj więcej »
Syn, pięć lat, wie skąd jest mięso, wie, że świnka, kurka umiera, zebyśmy mogli je zjeść. Na razie ma fazę na niejedzenie mięsa, ale raczej wynika to z buntu pięciolatka niż świadomego wyboru. Z dziećmi warto być szczerymi, bo potem mogą nam mieć to za złe, że je okłamywaliśmy
Cieszę się, że się ze mną zgadzasz, tym bardziej, że jesteś Ola bardziej doświadczona w kwestiach rodzicielskich niż ja 🙂 Fakt, takie tematy są wymagające pedagogicznie, ale niestety nikt nie powiedział, że będzie łatwo…
Uświadamianie o pochodzeniu mięsa dopiero przed nami. Wprowadzenie już mamy, podobne do Twojego siostrzeńca;) co do okłamywwnia dzieci, staram się już teraz być od tego jak najdalej
Asia, to trzymam kciuki, żeby poszło jak najłagodniej! Wbrew pozorom nie jestem za tym, żeby na dzień dobry pokazywać dzieciakom drastyczne sceny z ubojni czy coś, ale fakt jest taki, że jak my im nie pokażemy świata, nie nauczymy różnych zależności, to prędzej czy później życie nas z tego rozliczy, a kto wie, może naszą pociechę też 🙂
Myślę, że wszystko przed nami. „Przynajmniej nie myślał, że filet z kurczaka jest produkowany od podstaw w fabrykach, jak np. wafelki.” Całkiem możliwe, że nauka w ciągu najbliższych lat pójdzie tak bardzo do przodu, że niczym w powieściach SF będziemy hodowali samo mięso bez uczestnictwa zwierząt w tym procesie.
Ależ oczywiście, że to się zmieni, masz zupełną rację! Z tego, co wiem, to już robi się „stejki” na drukarkach 3D, tylko cena nadal niebotyczna… Zdaje się, że też w Azji w McDonalds są już syntetyczne jajka? Mogę akurat z jajkami się mylić, bo „coś mi w głowie dzwoni, ale komu bije dzwon”, to już sobie głowy uciąć nie dam 😉 Dlatego wydaje mi się, że jak na razie warto pracować z tym, co mamy 🙂
Moja najstarsza córka wie, że żeby było mięso trzeba ubić zwierzę. Mój mąż wychował się na wsi i nie raz był świadkiem zabicia świni czy kury. Oczywiście wszyscy jemy mięso, nasze dzieci uwielbiają, ale uważam, że muszą wiedzieć skąd się co bierze.
Dokładnie tak, jak napisałaś – dobrze, żeby dzieci wiedziały, skąd się to mięso bierze. Nawet mam taki fajny przykład z innego podwórka (przynajmniej będzie mniej drastycznie), który fajnie pokazuje jakie są skutki niewiedzy o pochodzeniu produktu. Oglądałam jakiś czas temu wywiad z właścicielem polskiej marki odzieżowej 100%. Co prawda w świetle ostatnich wydarzeń nie dam sobie głowy urwać, że nie sprowadza towaru z Bangladeszu czy innego Maroko, ale wyjdźmy z założenia, że to uczciwy człowiek i faktycznie produkuje w kraju. Jakie ma ceny? Wyższe od sieciówek, wiadomo. Dostaje od młodzieży pretensje, że skąd taka wysoka cena, przecież to tylko spodnie.… Czytaj więcej »