Chcesz schudnąć, masz nietolerancje lub uczulenia. Postanawiasz więc iść do dietetyka, żeby mieć dietę rozpisaną przez fachowca. Myślisz, że rzucisz kasę na blat, on da ci nowe, fantastyczne menu i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Niestety, w rzeczywistości to wygląda zupełnie inaczej…
Co musisz zrobić zanim pójdziesz do dietetyka?
Przede wszystkim na początek radzę ugruntować sobie przekonanie, że dietetyk faktycznie jest ci potrzebny. Ja swoje doświadczenie zawdzięczam trochę przypadkowi, a trochę własnym przekonaniom. Wychodzę z założenia, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Jednak z różnych względów od ponad roku odżywiałam się mniej fit, niż wcześniej. Po tak długim czasie trudno jest wrócić do starych nawyków. Postanowiłam więc sięgnąć po pomoc. Tyle w kwestii planowania, dalej zadziałał przypadek. W zabawie na Instagramie wygrałam tydzień rozpisanej diety od Dietospektrum. Fajnie się złożyło, bo miałam okazję zupełne za darmo przekonać się jak to w rzeczywistości wygląda. Ty prawdopodobnie będziesz za to płacić. Warto więc mieć mocną podstawę, bo wbrew pozorom przy rozpisanej diecie musisz wykonać trochę pracy własnej. Zastanów się więc po co ci ten dietetyk. Jeśli to tylko kaprys, to odradzam. No chyba, że możesz sobie pozwolić na rozrzucanie kasy. Kto bogatemu zabroni 😉 Jak ja zgłosiłam się do Ilony z Dietospektrum przez jej profil na Instagramie, to przed rozpisaniem diety, po wywiadzie żywieniowym zapytała mnie, czy na pewno jestem gotowa na to, żeby zmienić swoje odżywianie. Zadziałało to na mnie jak zimny prysznic. Upewnił mnie jednak, iż potrzebuję tej zmiany. Jeśli natomiast ty uznasz, że nie masz jeszcze takiej pewności, to proponuję przeczytać mój wpis, który może ci pomóc zacząć się zdrowiej odżywiać. Znajdziesz go tutaj.
Czego się spodziewać po wizycie u dietetyka?
Nie ważne, czy pójdziesz do gabinetu, czy zamówisz dietę online – musisz się przygotować na prawdziwą spowiedź. Tak, z dietetykiem jak z księdzem. Aby mógł rozpisać ci naprawdę dobrze dopasowaną dietę będzie potrzebował wywiadu żywieniowego. W mojej tabelce miałam do wypełnienia naprawdę sporo. Co lubię, czego nie lubię, w jakich godzinach wstaję i kładę się spać, w jakich godzinach pracuję. Oczywiście znalazły się też bardzo praktyczne pytania. Jakimi sprzętami kuchennymi dysponuję, czy mogę podgrzać jedzenie w pracy, ile mogę poświęcić czasu na przygotowanie posiłków. Poza tym wywiad poruszał też istotne kwestie odnośnie gustów kulinarnych, aktywności fizycznej, chorób, czy alergii. Wypełnienie takiego wywiadu zabiera trochę czasu, ale jest on podstawą do tego, aby rozpisać ci dobrą dietę. Przecież nie chcesz, aby dietetyk kazał ci robić gofry, jeśli nie masz gofrownicy, prawda? Nie chcesz mieć w menu awokado, jeśli go szczerze nienawidzisz… No właśnie, dlatego warto się do tego wywiadu przyłożyć!
Czas spojrzeć prawdzie w oczy…
Wszystkie te pytania, które wymieniłam powyżej to pikuś. W całym wywiadzie jest jedno naprawdę trudne pytanie i to ono zrobi na tobie największe wrażenie. Co to takiego? Spis posiłków z kilku dni. U mnie były to dwa dni. Pech chciał, że przypadały w mój przedłużony weekend, gdy miałam naprawdę dużo pracy i to odżywianie nie wyglądało najlepiej. To jest właśnie chyba najtrudniejsze zadanie, o ile wypełnisz tę pozycję w 100% szczerze. Ja rozpisując swoje posiłki z tego okresu zauważyłam jak mało zjadłam, ale jednocześnie jak mało wartościowe były to posiłki. Gdy Ilona spojrzała na to okiem dietetyka, to widziała całą masę tłuszczu, ja natomiast widziałam ser i nabiał. Jogurt grecki, ser pleśniowy, serek topiony… Jak dostałam informację, że lubię tłusto zjeść, to byłam bardzo zaskoczona. To jest właśnie ten problem – nie dostrzegamy często jak źle się odżywiamy, dopóki nie zobaczymy tego na piśmie, zebranego w jednym miejscu. Przecież ja doskonale wiem, że ser to głównie tłuszcz. Do tego jogurt grecki, który też go sporo zawiera, a ja przecież to mój ulubiony nabiał! Mało tego, groteskowego charakteru nadał tutaj fakt, że ja nie jestem fanką serów, a na samą kolację zjadłam go bardzo dużo, bo chłopak lubi… Tak, rozpiska posiłków z ostatnich dni to coś, co brutalnie zdziera klapki z oczu i radzę wypełnić go dokładnie i szczerze, bo warto!
Masz już dietę, co dalej?
No i tutaj zaczyna się twoja ciężka praca. Dlaczego? Bo ktoś, kto się dobrze odżywia nie potrzebuje diety od dietetyka 😉 Jeśli do niego trafiasz to znaczy, że jest jakiś powód. Choć dobry dietetyk postara się dopasować dietę do twoich gustów to nie uda mu się w 100% zaspokoić twoich kulinarnych upodobań. Jeśli lubisz napchać się żarciem pod korek, to niestety, ale będzie bolało! Jeśli lubisz smażone, to też raczej cudów nie ma i żaden dietetyk ci tego nie przypisze. Niestety, ale trzeba będzie wyjść ze swojej strefy komfortu. Inna ważna sprawa to matematyka w kuchni. Tutaj nie będzie miejsca na spontan, bo masz wszystko policzone. Jak dostałam od Ilony rozpiskę, to przeraziła mnie podana dokładna gramatura przeliczona na „domowe miary kuchenne”. Fakt, to przeliczenie na np. łyżkę, szklankę jest super, bo nie każdy posiada wagę kuchenną. Dla mnie głównym problemem był sam fakt, że muszę się z tym pilnować, bo mam na to uczulenie. Spodziewałam się jednak, iż tak będzie, zatem to właśnie tutaj była moja najcięższa praca. Dla ciebie to może być coś innego, odmawianie sobie łakoci itp. To bardzo indywidualna sprawa. Chcę ci tylko uświadomić, że rozpisana dieta to nie tylko praca dla dietetyka, ale też dla ciebie, dlatego odsyłam do pierwszego akapitu… Zanim zamówisz zastanów się, czy jesteś w stanie tej diety przestrzegać.
Dla kogo dieta od dietetyka?
Fakt, można samemu szukać wiedzy w internetach, ale nie masz gwarancji, że to, co czytasz jest zgodne z prawdą. Oczywiście możesz też nadziać się na niekompetentnego dietetyka, dlatego warto szukać opinii na temat specjalisty, którego chcesz wybrać. Ja sama już wcześniej czytałam bloga Ilony z Dietospektrum, więc wiedziałam czego się spodziewać.
Komu przyda się rozpisana dieta:
- osoby chore, z nietolerancją lub alergią
- osoby, które chcą intensywnie uprawiać sport
- osoby z nadwagą
- osoby, które chcą się zdrowo odżywiać, ale nie wiedzą jak to robić
- osoby, które nie chcą tracić czasu na zastanawianie się „co na obiad, co na kolację” i nie potrzebują wyładowywać swojej kreatywności kulinarnej
Czy warto udać się do dietetyka?
Jeśli masz pewność, że posiadasz na tyle samodyscypliny, aby przestrzegać rozpisanej diety i nie czujesz potrzeby wykazania się własną inwencją w kuchni, to warto. Ja niestety już w trakcie tego tygodnia odczułam, że chciałabym pokombinować w garach. Nie bardzo jednak miałam jak, bo taka dieta nie pozostawia pola do popisu. Z drugiej strony oszczędza ona sporo czasu i pracy. Masz już z góry ustalone menu, więc nie musisz się nad tym zastanawiać. Na podstawie rozpiski robisz listę zakupów, więc kolejny problem z głowy. Moja dieta była też tak zaplanowana, żeby nic mi nie gniło w lodówce. Przez ten tydzień mogłam więc skupić się na innych rzeczach niż wymyślanie co zrobić do jedzenia. Nie muszę też chyba mówić, że po przejściu na rozpisaną dietę zauważyłam sporą różnicę w swoim samopoczuciu. A przecież to tylko siedem dni… Szczerze mówiąc, gdy gotowanie nie było moim zamiłowaniem, to pewnie bym wykupiła stały abonament!
Nigdy nie byłam u dietetyka, bo nie czułam takiej potrzeby 😉 Ale może jednak warto by się było kiedyś wybrać? 😉 Niby jakoś sobie radzę, ale czasem fachowa porada się przydaje, żeby coś jeszcze ulepszyć 😉
Wiesz, nic na siłę, bo to zawsze jakiś wydatek. Ale jeśli faktycznie ktoś chce sobie ulżyć z planowaniem menu czy czuje, że ma zaniedbany organizm, to jak najbardziej polecam 🙂
Trochę mi smutno, ze u dietetyka to jak na spowiedzi, a wręcz powinno tak być u lekarza – a nie jest.
Agata, być może to dlatego, że dietetycy mają mniejszy „przemiał” klientów… Teraz lekarze, szczególnie Ci na NFZ to trochę jak kasjer w markecie, ma Cię obsłużyć w możliwie najkrótszym czasie i brać się za następnego… Ale masz rację, to powinno wyglądać zupełnie inaczej!
Tak, masz rację to pierwsze pytanie, „czy jestem gotowa”, jest bardzo ważne. Inaczej idziemy na spotkanie, płacimy i nic nie dzieje się dalej, bo nie ma naszego działania i samodyscypliny.
Tak, właśnie rozmawiałam z Iloną na ten temat, gdy sama wypełniałam wywiad żywieniowy… Mało tego, sama byłam zaskoczona, gdy dostałam informację „przepraszam, ale na diecie nie będziesz sobie mogła tak dogadzać”. Ja? Dogadzać?! No tak, ale tutaj kanapeczka z serkiem (za którym nawet jakoś specjalnie nie przepadam), tam raz w tygodniu frytaski, codziennie jogurt grecki… Sprawdziłam więc wartość odżywczą choćby samego jogurtu greckiego i…. przerzuciłam się na skyr i naturalny 😀
Tak, to takie kubły zimnej wody – bo przecież „wiemy”, ze to zdrowe (bo wielokrotnie to słyszałyśmy) albo „naturalne” (a za tym idzie taki skrót myślowy, ze jak naturalne to nie tylko zdrowe, lecz także nie tuczy).
Myślę, że takie doświadczenia bardzo wiele na pokazują, o nas samych:)
Oj, Magda, jak zawsze masz rację! 😉
Nie, nie zawsze🙃 I to dobrze👍
Ja tam wolę zjeść te frytki i nie być głodna jak to ja😉
Ja też nigdy nie byłam u dietetyka ponieważ wagę mam dobrą co do wzrostu ale mogła bym odstawić czekoladę i chipsy bo trochę przesadzam jem 2 czek dziennie i 2 paczki chipsów no oprucz sob i niedz bo nie chce mi się chodzić do sklepu☺️😉
Wiesz co Izka, akurat waga tu nie jest ważna tak bardzo, jak zdrowie… A najgorsze, że efekty nadmiernego dogadzania sobie w tym temacie wychodzą niestety po czasie… sama po sobie wiem, bo uwielbiam chipsy i frytki 😉 Na początek może warto po prostu ograniczyć? Bo niestety, ale przy takich ilościach to prędzej czy później ale raczej wyjdzie Ci bokiem