W naszym pięknym kraju mówi się, że całe zło bierze się alkoholu i narkotyków. Z drugiej jednak strony panuje powiedzenie, iż wszystko jest dla ludzi, trzeba tylko umieć korzystać. Ja sama narkotyków nie używam, z alkoholem staram się nie przeginać, ale podróżując zauważam, że w innych krajach spożywanie procentów nikogo nie razi tak, jak u nas…
SZAMPAN DO OBIADU…
Polacy uważają, iż mieszkają w kraju o bardzo wysokim poziomie spożycia alkoholu i dlatego są problemy… Ja od kilku dni mam możliwość przekonać się, że problem polega na „sposobie spożywania”. Zwijamy swój kemping zwykle w godzinach porannych, 9-10 rano. Przejeżdżamy przez bułgarskie, górskie wioski. Widok jest zawsze ten sam – bar z piwkiem, ewentualnie kawką. U nas byłby jeszcze zamknięty, tu natomiast byłby problem ze znalezieniem wolnego stolika. Mało tego, mimo wczesnych godzin „startu” nie odnotowałam ani jednej zataczającej się osoby, nikogo śpiącego gdzieś pod płotem, nic z tych rzeczy. Panowie i panie grzecznie siedzą w ogródkach piwnych,piją chmielowy napój, a co dzieje się potem, to już wiedzą tylko oni sami, my jako samochodowi turyści nie mamy pojęcia 😉 Pomyśleliśmy, że takie coś ma miejsce tylko we wsiach, bo tam poza pasaniem owiec czy zagrabieniem grządki fasoli nie ma aż tyle do roboty.
Przejeżdżając przez miasto wpadliśmy do knajpy na obiad. Była to restauracja, nie przydrożny bar. Czekając na kelnerkę odnotowałam sytuację, gdy po godzinie czternastej dwóch dżentelmenów spożywało swój obiad zapijając go butelką szampana. Z jednej strony przepaść kulturowa, bo na wsiach społeczność raczy się piwkiem, a tutaj proszę… Z drugiej natomiast odniesienie do polskich realiów – nie wiem ilu z Was pije szampana do obiadu (w dniu powszednim), w każdym razie mnie się to raczej nie zdarza, a tutaj Panowie opędzlowali to,co mieli, po czym grzecznie się pożegnali i każdy poszedł w swoją stronę. Nie ma więc problemu w godzinie i ilości spożywania, tylko raczej najważniejsza jest kultura picia.
RESTAURACYJNE ŻARCIE
Jest to blog kulinarny, więc wspomnę jeszcze o jedzeniu. Jak już wspomniałam, lubię poznawać miejsca także poprzez ich smaki . Z racji tego, iż jest to wyprawa typu off-road gotujemy na polanach, plażach, czasem na kempingach. Na szczęście jest to objazdówka, zatem zahaczamy także o cywilizację i jest okazja, aby czegoś spróbować. Dzisiaj miał to być ozor z grzybami, niestety przede mną sprzedał się ostatni. Z racji tego, że w Bułgarii używa się cyrylicy nie bardzo mam pojęcie, co jest napisane w menu. Dzisiaj posiłkowałam się radami naszego przewodnika. Zamówiłam wieprzowinę z grzybami. Spodziewałam się, że dostanę kawałki schabu z pieczarami, a tu proszę… Różne partie mięsa (dało się wyczuć po konsystencji),do tego prawdziwe leśne grzyby. Smak tego dania mogę spokojnie określić jednym słowem – petarda! Wiadomo, w Polsce byłaby pewnie jeszcze dorzucona śmietana. Żałuję, że jej nie było, ale nie dlatego, iż byłyby to moje smaki, tylko dlatego, że nabiał tutaj jest rewelacyjny!!!