Aplikacje do liczenia kalorii -czy warto z nich korzystać?

opycha.pl

Zastanawiasz się nad tym, czy warto korzystać z aplikacji do liczenia kalorii? Niestety nie podejmę tej decyzji za ciebie, ale chętnie opowiem, jak to wygląda w moim przypadku. Od jakiegoś czasu korzystam z kalkulatora kalorii w telefonie i myślę, że zebrałam już na tyle duże doświadczeń, aby się nimi podzielić. Ten wpis nie ma na celu przekonać cię, że masz od teraz liczyć kalorie. Nie chcę cię też zniechęcić. Po prostu chcę ci opowiedzieć, jak to wygląda w praktyce. Do tego u osoby, która jeszcze niedawno na samą myśl o liczeniu kalorii dostawała szału!

Z tego artykułu dowiesz się:

  1. dlaczego warto liczyć kalorie
  2. jaka jest opinia specjalisty na temat aplikacji do liczenia kalorii
  3. czy aplikacje do liczenia kalorii niosą ze sobą jakieś niebezpieczeństwo
  4. jakiej aplikacji ja używam
  5. jaką metodę stosuję, żeby nie oszaleć od liczenia kalorii
  6. co radzę osobom, które chcą zacząć korzystać z aplikacji do liczenia kalorii
Aplikacje do liczenia kalorii -czy warto z nich korzystać?
Wizja nieustannego liczenia kalorii mnie przerażała, dlatego znalazłam na to swój sposób! Dowiesz się o tym w dalszej części artykułu

Po co w ogóle liczyć kalorie?

Nie będę ściemniać, nie jestem zwolenniczką ciągłego liczenia kalorii. Sama robię to tylko dlatego, że mam do zgubienia naprawdę sporo kilogramów i bez ujemnego bilansu kalorycznego się nie obędzie. Aby wiedzieć, że zachowuję deficyt kaloryczny (zjadam mniej kalorii, niż potrzebuje mój organizm), muszę liczyć kaloryczność posiłków. Co zrobić, z fusów sobie tego przecież nie wywróżę, a szklanej kuli nawet nie posiadam… 😉 Stąd właśnie pomysł, aby przetestować aplikacje do liczenia kalorii. Piszę w liczbie mnogiej, bo przetestowałam już trzy, ale więcej na ten temat napiszę za chwilę.

Nie zamierzam korzystać z tego typu kalkulatorów na stałe. Chcę się oswoić z wartościami odżywczymi poszczególnych produktów i nabrać nawyków pomocnych w prawidłowym bilansowaniu posiłków. Co ciekawe, dzięki wpisywaniu tego, co jem do aplikacji, dowiedziałam się, że wbrew mojej opinii wcale nie jem za dużo węglowodanów, za to pochłaniam więcej białka, niż potrzebuję. Na drugim miejscu były tłuszcze, a tych węgli ciągle brakowało. Być może dlatego, choć nie jestem fanką słodyczy, łapał mnie często apetyt na czekoladę czy ciastka. Bałam się też, że ograniczając mięso, mogę cierpieć na niedobory białka, a tu proszę… Myślę, że nie tylko ja mam problem z oceną wartości odżywczych. Od niedawna pokazuję na Instagramie, co jem w ciągu dnia. Od czasu do czasu pytam followersów o szacowaną kaloryczność i wiesz co? Większość odpowiedzi znacząco odbiega od prawdy.

Aplikacje do liczenia kalorii -opinia specjalisty

Pomyślałam, że przy okazji tego artykułu warto poprosić o wypowiedź specjalistę w dziedzinie odżywiania. Skonsultowałam się z Elżbietą Krajczok, która prowadzi na co dzień poradnię dietetyczną „Zdrowie w brzuszku”. Opinię Eli możesz przeczytać poniżej.

Cieszę się, że Ania wzięła za rogi aplikacje do liczenia kalorii. W pracy z pacjentem bardzo często je wykorzystuję. Według mnie jest to świetne narzędzie do tego, aby przyjrzeć się temu, co jemy i w jakich ilościach, np. w kontekście przyrostu masy ciała. To też doskonale pokazuje, jak pogoń na oślep za zdrowym stylem życia może przysporzyć nam kilogramów, a nie odwrotnie. Przytoczę sytuację z gabinetu. Odwiedził mnie pacjent- sportowiec, który świadomie zdecydował się zmienić nieco nawyki żywieniowe na bardziej „zdrowe”. Do swojego menu chciał wprowadzić więcej warzyw a ograniczyć mięso, ale też, wyeliminować produkty, które powodują duże wahania wagi. Jest to bardzo istotne w okresie poprzedzającym zawody sportowe, kiedy następuje ważenie zawodnika przed startem. Wspominany pacjent wykluczył więc cukier, zastępując go miodem. Wydawać by się mogło, że to bardzo dobry pomysł, ale… 1 łyżeczka (6 g) cukru ma 24 kcal, 1 łyżeczka (14 g) miodu naturalnego ma aż 45 kcal.

Poświęcenie dwóch lub trzech dni na uważną pracę z aplikacją pozwala pacjentom zweryfikować, co w codziennym menu dostarcza im najwięcej kilokalorii. Jest to dobre pole do skonsultowania tego z własnym, często mylnym postrzeganiem kaloryczności potraw. Kiedy już tak się stanie, z reguły wystarczy dokonać paru zmian, aby codzienny jadłospis nie wpływał na przyrost masy ciała. Jak widać, jest to narzędzie przydatne do pogłębiania świadomości o produktach, które spożywamy.

Polecam też posiłkować się tą aplikacją osobom, które zdecydowały się na wizytę edukacyjną w mojej poradni, ponieważ chcą zgubić dodatkowe kilogramy oraz zmienić nawyki żywieniowe, ale z różnych przyczyn nie chcą lub nie lubią korzystać z ustalonego jadłospisu.

Aplikacje do liczenia kalorii, czy też strony internetowe to dobre narzędzia w walce o szczupłą sylwetkę, pod warunkiem, że są rzetelne i korzystamy z nich umiejętnie i z głową.

Czy aplikacje do liczenia kalorii są zupełnie bezpieczne?

Kalkulatory kalorii mają swoich zwolenników, ale i przeciwników, także wśród dietetyków. Dlaczego? Niestety niektórzy popadają w przesadę i zaczynają maniakalnie liczyć kalorie. Może się to skończyć niezdrową relacją z jedzeniem, czasem nawet zaburzeniami odżywiania. Kiedyś patrzyłam na ten pogląd z przymrużeniem oka. Jednak pewnego dnia zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Koleżanka powiedziała, że lubi liczyć kalorie, bo to jedyna rzecz, nad którą ma w życiu pełną kontrolę. Z tego, co wiem, na szczęście u niej nie skończyło się to niczym złym. Pamiętaj jednak, aby korzystając z aplikacji zachować zdrowy rozsądek.

Druga strona medalu wygląda tak, iż często nie jesteśmy świadomi tego, ile tak naprawdę kalorii zjadamy. Myślisz, że odżywiając się zdrowymi produktami, nie można przytyć? Nic bardziej mylnego! Pamiętam mój pierwszy szok, gdy policzyłam, ile kalorii ma moje zdrowe śniadanie. Na talerzu tofucznica, awokado, pomidorki koktajlowe i odrobina oliwy, do tego dwie grzanki z pieczywa pełnoziarnistego. Brzmi aż za zdrowo, prawda? A kalorie szybowały w kosmos… Dlaczego? Po podliczeniu wyszło na to, że moje śniadanie ma ok. 660 kalorii, a to przecież tylko jeden posiłek. Biorąc pod uwagę, iż moje dzienne zapotrzebowanie (z ujemnym bilansem) wynosiło ok. 1800 kcal, nic dziwnego, że dalej tyłam, zamiast chudnąć. Przypomnij sobie też, jak Elżbieta Krajczok wspominała swojego pacjenta i miód… Niestety z moich obserwacji wynika, że dość często łatwiej nam stwierdzić u siebie jakąś chorobę (np. insulinooporność, Hashimoto itp.) niż sprawdzić, czy się po prostu nie przejadamy. Pół biedy, jeśli skończy się to wizytą u lekarza. Gorzej, jeśli na podstawie takiej autodiagnozy zaczniemy stosować jakieś diety eliminacyjne, często nawet nie dbając o suplementację.

Aplikacje do liczenia kalorii -czy warto z nich korzystać?
Zapytałam na moim Instagramie o kaloryczność tej kanapki. Tylko dwie osoby podały prawidłową odpowiedź. Wbrew pozorom nie jest ona tak wysoka, bo użyłam majonezu z zawartością tłuszczu o blisko połowę mniejszą, niż w jego klasycznej wersji

Z jakiej aplikacji do liczenia kalorii korzystam?

Przetestowałam trzy kalkulatory kalorii -Fitatu, Yazio i MyFatSecret. Wszystkie w darmowej wersji. Każdą polecił mi ktoś ze znajomych, każda ma też swoje plusy i minusy. Zaczęłam od Fitatu. Niestety w tamtym czasie (a było to dość dawno temu) Fitatu wydawało mi się mało intuicyjne, nie miało też niektórych funkcji, które były dostępne za darmo w Yazio. Przerzuciłam się więc na Yazio, podobało mi się, że panel jest przejrzysty, w wielu przypadkach nie muszę ważyć produktów, bo licznik ma tzw. miary domowe. Do tego mogłam sobie zaznaczać, ile wody wypiłam każdego dnia. Po jakimś czasie znajoma poleciła mi MyFatSecret i pomyślałam, że spróbuję. Co może się niektórym spodobać, to strona główna, która działa jak media społecznościowe. Myślę, że może to być solidne wsparcie w walce o utratę kilogramów dla tych, którzy nie chcą czuć się w niej osamotnieni.

Która aplikacja najbardziej przypadła mi do gustu? Pewnie cię zaskoczę, ale obecnie korzystam z Fitatu. Jakiś czas temu planowałam wpis blogowy z porównaniem aplikacji do liczenia kalorii. Przez jakiś czas korzystałam ze wszystkich. Okazało się, że w Fitatu zaszły spore zmiany. Co prawda nadal nie ma tylu miar domowych, co Yazio, ale mi to nie przeszkadza. Doszłam do wniosku, że przecież filizanka filiżacne nierówna, wolę ważyć. Myślę, że nawet nieźle na tym wychodzę, bo w czasie testów zauważyłam, że np. MyFatSecret liczy więcej mililitrów na łyżkę stołową niż pozostałe aplikacje i miarka kuchenna. Nie wiem, czy wciąż tak jest, ale zawsze warto takie rzeczy sprawdzać. Dodatkowo panel główny Fitatu jest teraz dla mnie bardziej przejrzysty niż ten w Yazio. Mogę już zaznaczać ilość wypitej wody w darmowej wersji. Od niedawna jest też rubryczka do raportowania „wizyt w toalecie”! 😉 Podsumowując -mogę się mylić, ale Fitatu rozwija się najlepiej spośród tych trzech aplikacji do liczenia kalorii i zamierzam przy niej zostać. Tobie proponuję nie sugerować się moim wyborem, tylko najpierw porównać je wszystkie, a potem wybrać swoją ulubioną.

Jak liczę kalorie, żeby nie oszaleć?

Wspominałam na początku, że sama myśl o liczeniu kalorii wywoływała u mnie kiedyś ból głowy. Trochę się już otrzaskałam z tematem, ale nadal stanie nad wagą przy każdym posiłku, z telefonem w ręku, nie jest dla mnie komfortowe. Przez to zaliczałam wiele podejść do regularnego liczenia kalorii i każde po 2-3 dniach kończyło się fiaskiem. Teraz już za bardzo nie mam wyjścia. Waga pokazuje takie cyferki, że muszę się za siebie wziąć. Dlatego, gdy tym razem widziałam, że zaraz dbanie o ujemny bilans energetyczny skończy się jak zawsze, postanowiłam nie rezygnować, tylko zmienić taktykę!

Liczenie kalorii tylko w wybrane dni

Przyjęłam zasadę, która już kiedyś mi pomogła zrzucić sporo kilogramów –w weekend nie liczę kalorii. Teoretycznie jest to ryzykowne, bo przecież skoro mogę jeść, co chcę, ile chcę, to pewnie będę się obżerać… No nie do końca tak jest. Na początku może i owszem, ale z czasem żołądek się zmniejsza, a śmieciowe żarcie nie wchodzi tak dobrze, jak kiedyś. Drugi plus to komfort psychiczny. Łatwiej mi się zmobilizować do pilnowania michy w dni powszednie, gdy mam świadomość, że zaraz będzie fiesta! I tak jak pisałam, z czasem przestaje się z tego przywileju przesadnie korzystać. Przykład? Ostatnio przez nawał zajęć pojechałam głodna na zakupy, bo nie miałam kiedy usiąść do posiłku. Oczywiście ciągnęło mnie do półki z chipsami, do których mam straszną słabość. Stary powiedział „Nie. Nie dzisiaj. Chipsy w weekend”. Wie, jak mi wadzi obecna waga, więc to była w tamtej chwili jedyna droga, żeby mnie wesprzeć. I wiesz, co ja sobie pomyślałam? W sobotę będzie domowa pizza, w niedzielę domowe burgery, to po kiego wała mi jeszcze te chipsy? Tak to właśnie działa! 😀

Gotowanie na zapas

Dieta pudełkowa kojarzy ci się z drogim cateringiem? Możesz sobie zrobić swoje własne pudełka! Ja obecnie staram się gotować posiłki na 2-3 dni. Liczę kalorie w trakcie gotowania, więc nie muszę przed każdym posiłkiem odpalać aplikacji. Uporałam się też z moją największą zmorą, czyli zwlekaniem z każdym posiłkiem, aż przyjdzie napad wilczego głodu i trzeba go szybko zajeść byle czym (u mnie najczęściej masło orzechowe lub jaja z majonezem).

Od jakiegoś czasu przechodziłam kryzys twórczy w kuchni, mam też wieczny niedoczas. Kupiłam dwie książki z cyklu „Lunchbox na każdy dzień” (tu jest recenzja „Lunchbox na każdy dzień. Przepisy inspirowane japońskim bento”) i to było bardzo dobre posunięcie! Malwina Bareła podrzuca ciekawe, ale proste w wykonaniu przepisy na dania, które nie mają pierdyliona kalorii, a przy tym nie chodzę głodna. Dzięki tym książkom szybciej planuję tygodniowe menu i zakupy, nie muszę zbyt wiele myśleć o tym, co ugotować. Po prostu je przeglądam i wybieram przepisy, które mi wpadną w oko, uwzględniając to, aby składniki się nie marnowały. Teraz gdy głowa trochę odpoczęła od wiecznego „co dziś na obiad”, mam więcej chęci i kreatywności w kuchni. Zostanę jednak jeszcze w dużym stopniu przy książkach, bo doceniam fakt, że ktoś pomyślał za mnie, a ja mogę spożytkować energię na inne sprawy.

Przygotowane i wystudzone posiłki umieszczam w szczelnych pojemnikach, opisuję i chowam do lodówki. Odmierzam też np. suchy ryż czy kaszę do posiłku, wsypuję do słoiczka, przyklejam etykietkę i gotuję na bieżąco. Jak wyglądają te opisy pudełek? Na kawałku papierowej taśmy klejącej piszę jaki to posiłek, dla kogo (gotuję dla 2 osób) i na kiedy. Wygląda to np. tak: Ania, obiad, poniedziałek. Staram się też tak układać pudełka w lodówce, żeby na wierzchu było to, co będzie zjedzone najszybciej. Dzięki takiemu systemowi działania zjadam śniadanie albo tuż po porannej toalecie, albo po porannej rutynie, którą ostatnio trochę zaniedbałam, ale zamierzam wrócić, bo bardzo mi służy. Bez gotowego śniadania zdarzało się, że jadłam je kilka godzin po przebudzeniu.

Aplikacje do liczenia kalorii -czy warto z nich korzystać?
Gotuję na zapas średnio co 2-3 dni. Robię jednak zakupy raz w tygodniu, zatem ustalam menu na 7 dni z góry. Abu się nie pogubić, lubię sobie wszystko rozpisywać na kartce i powiesić na lodówce. Dzięki temu wszystko idzie sprawniej!

Na koniec garść moich rad od serca związanym z aplikacjami do liczenia kalorii

Nie ściemniaj, wpisując dane do aplikacji! Okazji będzie wiele. Od obliczenia samego zapotrzebowania kalorycznego, po pomijanie „małych grzeszków”. Ta aplikacja jest dla ciebie i powinna ci służyć. Przy obliczaniu zapotrzebowania kalorycznego nie zaklinaj rzeczywistości. Zważ się i zmierz, zamiast wpisywać te dane na oko. Często nam się wydaje, że ważymy mniej, niż jest w rzeczywistości. Jeżeli cały dzień siedzisz na tyłku, a twoja aktywność ogranicza się do dojścia do samochodu, nie zaznaczaj, że trenujesz. I nie wpadaj w pułapkę „zaznaczę, że trenuję, bo teraz zacznę”. Jak zaczniesz, to obliczysz sobie zapotrzebowanie na nowo. Nie wyprzedzaj faktów! 😉 Jeżeli zdarzyło ci się zjeść batona, wpisz go w aplikację. Przecież przy przekroczonym limicie telefon ci nie wybuchnie. Co najwyżej pojawi się czerwony paseczek czy coś… Dlaczego to takie ważne? Przy braku efektów łatwo będzie przeanalizować, czy jesz za dużo, czy jednak warto zgłosić się do specjalisty.

Nie zniechęcaj się małymi potknięciami, ale też nie folguj zbyt często. Zjedzenie czegoś „zakazanego” raz na jakiś czas czy dodatni bilans kaloryczny raz na jakiś czas to jeszcze nie porażka. Warto dalej powalczyć o efekty. Niestety dość często poddajemy się zbyt szybko. Lubimy też sobie pofolgować, bo skoro już wpadł ten baton, to dzisiaj można poszaleć! I jutro też. I pojutrze… Wiesz co mam na myśli, prawda? 😀

Jeżeli ktoś się będzie śmiał z tego, że liczysz kalorie… To go po prostu olej. Nie bierz też sobie za bardzo do serca dobrych rad w stylu „przecież należy ci się coś od życia” czy „od czegoś trzeba umrzeć”. Ta narracja utrzyma się do czasu, gdy waga pokaże ci 100 kilogramów (to tylko przykład, u niektórych taka waga jest prawidłowa), zachorujesz na cukrzycę czy niealkoholowe stłuszczenie wątroby. Wtedy możesz usłyszeć „ojej, tak mi przykro”, albo co gorsze „jak można się tak zaniedbać?”.

Czasem konsekwencja w odchudzaniu będzie od ciebie wymagać sporej asertywności. „Zjedz kawałek ciasteczka, przecież ci nie zaszkodzi”, „No daj spokój, od kilku chipsów jeszcze nikt nie umarł” -to jest klasyka gatunku! Niestety często jedno „nie, dziękuję” nie wystarcza i trzeba to powtarzać jak zdarta płyta. No trudno, co zrobić… Czasem spotkasz się z oporem, bo oferent chce w ten sposób okazać ci swoją troskę, tylko nie ma świadomości, że robi to w nieodpowiedni sposób. Innym razem może być tak, że osoba, która wyszła z propozycją, nie będzie chciała przyjąć odmowy, bo szuka „partnera w zbrodni”, a twój sprzeciw to dla niej wyraźny znak, że robi coś nie do końca ok. Mimo wszystko warto nauczyć się odmawiać, bo o ile „raz nie zawsze”, o tyle takich propozycji może się pojawić wiele i wtedy nici z ujemnego bilansu kalorycznego. A co, jeśli ktoś się obrazi? Trudno, ty nie robisz nic złego, a inne osoby powinny uszanować twoją walkę o zgubienie zbędnych kilogramów.

5 1 głosuj
Oceń wpis
Subskrybuj
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Alehandra
Alehandra
2 lat temu
Oceń wpis :
     

Ależ Ty to fajnie napisałaś! Tu jest wszystko na co liczyłam. Pamiętam te Twoje cholerne pytania o kaloryczność 😅Zawalilam je , chociaż śmigam w fat secret od dłuższego czasu. Kaloryczność wcale nie jest taka oczywista ale dzięki liczeniu udało mi się odciążyć kręgosłup i zapanować nad kompulsywnym objadaniem. Łatwo nie bylo (był moment, że za bardzo się zafiksowalam), ale warto na pewno. Dzis się z aplikacja po prostu „kumplujemy” I mamy zdrową relacje.

2
0
Chętnie poznam twoje zdanie, zostaw komentarz!x