Jakiś czas temu skoczyłam 35 lat. Co się zmienia po przekroczeniu tej magicznej granicy? A może zadajmy inaczej to pytanie -czy w ogóle coś się zmienia? Nie wiem jak ty, ale ja jak kończyłam 20 lat, to usłyszałam od mamy „no, teraz to już poleci…”. Jak kończyłam 25 lat, powiedziała mi to samo. Przy trzydziestu też. A jak miałam 35 urodziny, to nic mi nie powiedziała, bo chyba zapomniała i do dziś się nie zająknęła na ten temat. Ja to jak najbardziej rozumiem. Ostatnio sporo się działo w jej życiu, a do tego pandemia, sianie strachu w telewizji itp., to nawet jej nie zawracam głowy takimi pierdołami. No właśnie, bo tak naprawdę każda z tych magicznych liczb -20, 25, 30, 35, 40 to pierdoła. To tylko cyferki. Tak naprawdę to, ile się zmieni po urodzinach, zależy tylko od ciebie. No, może nie wszystko, bo organizm się starzeje, ale tutaj też masz spore pole do popisu. Dlatego dzisiejszy wpis to będzie trochę takie moje prywatne obalanie mitów na temat tego, co w tym wieku się powinno, czego nie i co się dzieje z ludzkim ciałem. Zapraszam do lektury!
Mam 35 lat, teraz to już nic mnie w życiu nie czeka…
Serio? To brzmi trochę tak, jakby człowiek po 35. urodzinach mógł już w ramach weekendowych wojaży przeglądać katalogi z trumnami i szukać fajnego miejsca na cmentarzu. No bo po co robić cokolwiek, skoro i tak już nic go w życiu nie czeka? A jak nic go już nie czeka, to co to za życie? Nic, tylko sobie strzelić w łeb, żeby oszczędzić lat wegetacji, bolących korzonków i innych takich atrakcji.
Ja odnoszę wrażenie, że dopiero się rozkręcam! 35 lat to piękny wiek! Uczysz się tego, czego chcesz się uczyć. Możesz sobie kupić piwo bez proszenia kogoś o okazanie dowodu i prawdopodobnie nie musi to być najtańsze piwo, jakie się znajdzie! Doceń to, bo jednak powiedzenie „nie ważne co, ważne, żeby sponiewierało” z czasem się dezaktualizuje. 😉 Do tego nikt ci nie powie, o której masz wracać do domu, a kumple nie wstaną nagle ze słowami „muszę już lecieć, bo starzy mnie zabiją”. Mało tego, jeśli mieszkasz na swoim, to możesz zrobić imprezę kiedy chcesz, a nie tylko wtedy, gdy starzy gdzieś pojadą. Jak jedziesz na wycieczkę, to dlatego, że chcesz (i często tam, gdzie chcesz), a nie dlatego, że szkoła organizuje. Zwiedzasz co chcesz i nie musisz przy tym słuchać miliona rzeczy, które cię absolutnie nie interesują. Ja lubię zwiedzać poprzez coś, co dziś, w czasach pandemii nazywa się ładnie wspieraniem lokalnej gastronomii. Po prostu lubię się przejść, dobrze zjeść (no dobra, nażreć), piwa napić. Nie czuję potrzeby chodzenia po kościołach czy muzeach. Ale jak będę miała ochotę, to pójdę. Tak naprawdę w tym wieku już nic nie musisz. Oczywiście każda twoja decyzja będzie miała swoje konsekwencje. To, że np. przyjdziesz do roboty na rauszu, to twój wybór. To, że pewnie z niej wylecisz z hukiem, to już tylko konsekwencja twojego wyboru. 😉
Teraz to już złapać umowę o pracę i zostać do emerytury!
Taaa… A wiesz, że umowa o pracę nie daje ci żadnej gwarancji zatrudnienia? W każdej chwili możesz dostać wypowiedzenie z okazji likwidacji stanowiska, tyle że będzie cię obowiązywał okres wypowiedzenia. Pracowałam w korporacji należącej do skarbu państwa i tam ludzie zatrudnieni na umowę o pracę znikali z dnia na dzień. Nawet ci dobrzy pracownicy. Ten okres wypowiedzenia też ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony fajnie, bo masz robotę jeszcze na jakiś czas. Z drugiej strony, jeśli zaczniesz szukać roboty, to może się okazać, iż przejdzie ci koło nosa oferta życia, bo to będzie praca „od zaraz”. Nie wiem, skąd u nas bierze się ta nagonka na tzw. „umowy śmieciowe”. Jeśli umowa zlecenie i umowa o dzieło są stosowane zgodnie z ich założeniem, to wbrew pozorom są to całkiem fajne formy zatrudnienia. Prawdopodobnie zły PR zrobili im pracodawcy, którzy chcieli zaoszczędzić na ZUSie i innych takich. Pracowałam kiedyś na umowę zlecenie, gdy nie respektowano jej podstawowych założeń i faktycznie była lipa. Jeśli umowa zlecenie jest traktowana jak umowa o pracę, to nie polecam. Zdarzyło mi się jednak pracować na warunkach zgodnych z umową i wręcz zniechęciło mnie to do umowy o pracę. Nie musisz prosić o urlop, zgłaszasz, że tego i tego dnia nie świadczysz zlecenia i tyle. No, chyba że masz szczególny zapis w umowie, wiadomo. Możesz sobie odprowadzać składni chorobowe i pójść po okresie karencji na L4. Masz ubezpieczenie zdrowotne w NFZ. Mało tego, jeśli przez rok umowy zlecenia była ci wypłacana przynajmniej najniższa krajowa, to przysługuje ci prawo do zasiłku dla bezrobotnych! O tym to akurat dowiedziałam się nieco ponad rok temu, przez przypadek. I teraz pewnie myślisz „no dobra, ale nie masz ZUSu”. A no nie masz. Na emeryturę musisz sobie odłożyć samodzielnie. Prawda jednak taka, że system oparty na ZUS był spierdzielony już w momencie, gdy go uruchomili. Nie chcę cię zniechęcać do umowy o pracę, ale miej na uwadze, że ZUS nie ma pieniędzy. Płacąc składki ZUS, wcale nie odkładasz ich na swoją emeryturę, tylko opłacasz emeryturę tych, którzy obecnie na niej są. Prawdopodobnie dlatego rząd tak zawzięcie walczy o likwidację lub „ozusowanie” umów śmieciowych. Wyobraź sobie, co by było, gdyby teraz nagle wszyscy z etatu przeszli na umowę zlecenie. Kto by dał hajs na emerytury? Być może właśnie dlatego nie uczy się w naszych szkołach przedsiębiorczości.
35 lat to już za późno, żeby się przekwalifikować.
Kolejna gównoprawda. Można się przekwalifikować w każdym wieku, tylko nie zawsze będzie to proste. Przykład z mojego blogowego podwórka -Ola Budzyńska. Była mniej więcej w moim wieku, jak zaczynała pisać bloga „Pani Swojego Czasu”. Współpracownicy robili sobie z niej podśmiechujki. Dzisiaj Ola zarabia naprawdę spore pieniądze. Dodam tylko, że jak ja się zwalniałam z korpo, to mój kierownik też chyba nie brał na poważnie tego, że wolę odejść i zająć się blogowaniem na pełen etat. Cóż, mogłabym mu przy okazji wyjaśnić, że męczy mnie struktura, w której nie mam nic do powiedzenia, procedury mają za zadanie utrudnić mi wywiązywanie się z obowiązków, a ukochany przez nich multitasking nie zwiększa efektywności, tylko ją zmniejsza. No dobrze, ale podam jeszcze jeden dobry przykład. Michał Szafrański, który prowadzi bloga „Jak Oszczędzać Pieniądze” też dobrze zamieszał. Chyba nawet powinnam napisać „prowadził bloga”, bo Michał już od jakiegoś czasu rzadko coś tam wrzuca. Nie musi. Jest przed 50tką, a już sobie zapewnił emeryturę.
Czasem trzeba zaryzykować, a kiedy indziej uzbroić się w cierpliwość, pokorę i wytrwałość.
Czasem lubię sobie posłuchać Mroza, wiesz? Jego ostatnie dwie płyty. Poprzednie mnie nie interesują. Chłopak, a właściwie facet (jest w moim wieku) miał zapewnioną karierę jako wokalista pop. Nagle wywrócił wszystko do góry nogami i poszedł w blues. I proszę mi tu nie mówić, że ok, ale już zaistniał i miał łatwiej. Życie pokazało, że nie jeden muzyk wydal kilka hitów i nagle zniknął. Mrozu, zmieniając repertuar o 180 stopni zaryzykował, że jego dotychczasowi fani odejdą, a nowi nie przyjdą. Na szczęście przyszli.
Jeśli chodzi o pokorę, to też z palcem w nosie znajdę ci przykład na muzycznym podwórku. Pamiętasz taki program „Idol”? Coś jak „Mam talent”, ale tylko dla wokalistów. Jedną z edycji wygrał Krzysztof Zalewski. W tamtej chwili był fanem metalu. Jego płyta, którą wydano w ramach nagrody przeszła raczej bez większego echa. Słuch o Krzyśku zaginął. Aż tu nagle jadę autem, w radio leci bardzo fajna piosenka, a speaker mówi, że to utwór z najnowszej płyty Krzysztofa Zalewskiego. Obecnie Krzychu nie narzeka na brak powodzenia. Co prawda wciąż nie jest typowym wokalistą popowym, ale… Jest multiinstrumentalistą (zagra ci pięknie nawet na grzebieniu), bierze udział np. w takich projektach, jak „Męskie Granie”. Co się wydarzyło w międzyczasie? Z wywiadów możesz się dowiedzieć, że w międzyczasie Krzychu zdążył się zapić, „odpcić” i bardzo wiele nauczyć, wspierając jako muzyk sesyjny np. Hey. W dużym skrócie facet się stoczył, po czym ogarnął. Wydał zbyt ambitną płytę, to następną uprościł, żeby nie męczyła słuchacza i dziś raczej nie narzeka na swoją karierę. A wytrwałość? Wiesz kto to Dawid Podsiadło? No pewnie, prawie wszyscy w Polsce wiedzą. Tylko pewnie niewielu pamięta, że za pierwszym razem Dawid odpadł z „X Factora”. Usłyszał „nie jesteś na to gotowy, przyjdź za rok”. No i przyszedł. Wnioskując po jego obecnej karierze, chyba tym razem już był nieco bardziej „gotowy”. A przecież mógł zrobić to, co na jego miejscu zrobiłoby bardzo wielu ludzi, czyli powiedzieć „dobra, nie nadaję się” i pójść do pracy na infolinii.
Jestem gruba, bo po trzydziestce metabolizm zwalnia.
Tak. A w ogóle to wina Tuska! 😉 Przybieranie na wadze oznacza, że przyjmujesz więcej kalorii, niż spalasz. Owszem, obiło mi się o ucho, że metabolizm wraz z wiekiem zwalnia. Nie oznacza to jednak, że tyjesz, bo się starzejesz. Po prostu jesz więcej, niż potrzebujesz. Jeśli wyjdziesz przy okazji z założenia, że wraz z wiekiem ludzkie ciało staje się bardziej podatne na urazy i po prostu będziesz siedzieć na dupie, to z czasem poza otyłością zaczną ci też dokuczać bóle wszelkiego rodzaju. Prawda jest taka, że po prostu nasz organizm ma jakieś swoje zapotrzebowanie kaloryczne i musimy się w nim zmieścić, a przy tym potrzebuje ruchu, żeby dobrze działać. I nie, jeśli dziś będziesz biegać co miesiąc maraton, to nie zrobisz sobie „na górkę”. Chodzi o regularny ruch w rozsądnych ilościach. Wbrew pozorom nie wszyscy maratończycy są do końca życia zdrowi jak koń. Dziś pracujesz na swoje jutro, pojutrze, za tydzień i za dwa lata. Jeśli będziesz jeść byle co, nie będziesz się ruszać, to prędzej czy później wyjdzie ci to bokiem. Niezależnie od wieku.
Jak w tym wieku nie masz męża, dzieci i kupionego mieszkania, to będziesz starą panną z kotem, w wynajętym mieszkaniu.
No i dobrze. Jeśli tak chcesz, to niech tak będzie! Poza tym, co się tak tych kotów uczepili? Ja je lubię, bo chodzą własnymi drogami. Żyją, jak chcą, na miarę swoich możliwości oczywiście. I ty też tak zrób. Myślisz, że jak 10 lat temu usłyszałam od lekarza, że musi mnie wziąć na stół operacyjny, bo została mi godzina życia, max dwie, to pomyślałam „ojej, ale ja jeszcze nie zdążyłam wyjść za mąż, urodzić dziecka i kupić mieszkania na kredyt”? W takich chwilach żałujesz, że nie udało ci się życiem nacieszyć! Dla jednych to będą podróże, dla innych granie w grę, pięcie się po szczeblach kariery, a może właśnie ten ślub, dzieci i mały biały domek. Ale jeżeli ktoś ci mówi, że przecież musisz się ochajtać, mieć męża, choćby cię lał, bo zupa będzie za słona i to wszystko we własnym M, to niech idzie w pyry! To, że ktoś ma akurat taki system wartości, nie upoważnia go, aby oczekiwać tego od innych. Jak wiele par zdecydowało się na ślub, choć nie czuli się gotowi, na dziecko, choć nie czuli potrzeby czy na kredyt hipoteczny, bo była presja z zewnątrz? Myślę, że sporo. Jak wiele małżeństw się kończy rozwodem? Dużo. Mam koleżanki w moim wieku i młodsze, które są już rozwódkami w kolejnym małżeństwie. Jak wiele dzieci biega samopas, bo rodzice nie mogą, nie chcą lub nie potrafią im poświęcić tyle uwagi i dać tyle miłości, ile potrzebują? Sporo. I teraz uważaj, bo będzie drastycznie… Jak dużo ludzi popełniło samobójstwo, bo nie byli w stanie żyć ze swoimi długami? Więcej, niż myślisz. Ja znam przynajmniej dwie. Dlatego jeśli ktoś będzie ci próbował wmówić, nie tylko po 35 urodzinach, że przecież musisz wziąć ślub, mieć dzieci i własne lokum, to możesz mu spokojnie powiedzieć, że jest totalnym egoistą. A najlepiej w ogóle nie wdawaj się w dyskusję, bo jeśli ktoś narzuca innym swój pogląd, to najczęściej próba wytłumaczenia mu, że każdy ma prawo żyć tak, jak chce, jest bezcelowa.
Co jest zatem najważniejsze po 35. urodzinach?
Przede wszystkim pamiętaj, że zgodnie z obecnie posiadaną przez nas wiedzą każdy człowiek kiedyś umiera. Całkiem możliwe, że ma tylko jedno życie. Dlatego postaraj się żyć tak, żeby było ci dobrze. Nie zawsze będzie lekko, bo niestety na pewne rzeczy nie masz wpływu. Nie zawsze będzie przyjemnie, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie od ciebie oczekiwał pójścia taką drogą, jaką on uznaje za słuszną. Wbrew pozorom ci, którzy chcą nam dyktować, którą drogą pójść, to często nie są źli ludzie, tylko nie umieją inaczej. Mimo wszystko myślę, że warto zawalczyć, aby na łożu śmierci powiedzieć „niczego nie żałuję”!
Bardzo dobrze napisane !!!! 35 lat to nie jest zły czas :)pozdrawiam! Rocznik Czarnobyla rządzi!
O to to! Co by nie mówić, ’86 to bardzo dobry rocznik! 😀
Hej Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i pamiętaj że wiek to tylko cyferka jak będą się one dalej zmieniały 40, 50…. Dalej wszystko można (no może niektóre rzeczy trochę wolniej, szczególniej jak się przekroczy 50). Wszystko zależy od tego co w głowie. Trzeba po prostu chcieć. Przykład moja ciocia (nie znana szerszej publiczności zaczęła malować w wieku 70 lat i miała grono przyjaciół którzy dobrze się bawili, jeździli na plenery i mieli wystawy w domach kultury). Chciej a będzie dobrze.
Ewa, bardzo dziękuję za ten komentarz! Wiesz, ja tu sobie pitu pitu, ale im więcej osób potwierdzi, że trzeba chcieć i robić coś w tym kierunku, żeby nie zdziadzieć, to jednak będzie brzmiało bardziej przekonująco! 😀 No i tu jeszcze jeden ważny temat poruszyłaś -trzeba szukać frajdy! Coś mi mówi, że sporo osób rezygnuje z nowych pasji w pewnym wieku, bo „dla mnie już za późno, i tak nie będę już znaną malarką”. No i co z tego? To nie powód, żeby nie próbować! 🙂 A kto wie, może nawet i ta sława i uznanie przyjdą z czasem 😉