Dzisiaj w cyklu „10 pytań do…” mam okazję przepytać Irenę i Marka, którzy prowadzą bloga „Hooltaye w podróży”. Jest to dla mnie o tyle przyjemne, że to jedyny blog podróżniczy, któremu jestem naprawdę wierna, a wpisy czytam z prawdziwą przyjemnością! Nie jest to blog, który prowadzi jak za rączkę i mówi ci jak się dostać z punktu A do punktu B. To opowieść o podróży przyprawiona pięknymi fotografiami, a nie klasyczny przewodnik. Polecam zajrzeć, może tobie to ten blog spodoba się tak, jak mi, ale najpierw przeczytaj mój wywiad z samymi autorami bloga.
Wywiad z Ireną i Markiem z bloga „Hooltaye w podróży”
Opycha.pl: Cześć Ireno, cześć Marku! Bardzo się cieszę, że zechcieliście poświęcić chwilę i odpowiedzieć na moje 10 pytań. Mam nadzieję, że będzie Wam się odpowiadało tak przyjemnie, jak przyjemnie mi czyta się Waszego bloga 😉 Nie przedłużajmy więc i przejdźmy do pytań!
Wasz blog nazywa się „Hooltaye w podróży”. Wiele osób może odbierać to jako zapowiedź, że na wyjazdach rozrabiacie, dajecie czadu. Ja natomiast wyszukałam sobie, że dawniej słowo „hultaj” oznaczało najemnika, który gonił za wolnością i nie zagrzewał nigdzie miejsca na dłużej. Dobrze rozumiem, że właśnie tego pierwotnego znaczenia można się doszukiwać w nazwie bloga?
Hooltaye w podróży:
Hultaj to „najemnik goniący za wolnością”? Czy to nie jest kontradykcja? No proszę!!! Nie doszukujmy się głębokiego sensu tam, gdzie zupełnie go nie ma. Podobało nam się brzmienie tego słowa oraz wizualnie jego zangielszczona forma graficzna… No ale tak… Masz rację! Gonimy za wolnością, którą miłujemy ponad wszystko 😀 Oj! Ta górnolotność to chyba nam nie przystoi? 🙂 W zasadzie w języku polskim przyjęło się, że hultaj to niemal synonim birbanta i obiboka, no i chyba ta definicja jest nam najbliższa 🙂
Opycha.pl: Gdy czytam inne blogi podróżnicze, to często odnoszę wrażenie, że weszłam na stronę przewodników wydawnictwa Pascal. Zdjęcia ładnych miejsc, fajny opis gdzie zjeść, co zobaczyć. U Was z kolei znajduję, przygodę, opowieść, emocje. Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, bo ja nie wszędzie chcę pojechać, ale chętnie zobaczę różne miejsca oczami i emocjami osoby, która już tam była. Z drugiej jednak strony wiem, że aby utrzymać całego bloga w takim klimacie, trzeba przyjąć na klatę, że trudno to będzie skomercjalizować. Na szczęście wiem też, że Waszym celem nie jest prowadzenie bloga zarobkowo, więc konsumuję treści z egoistyczną przyjemnością. Nie żałowaliście nigdy podjęcia takiej decyzji? To musi być niezła frajda podróżować po świecie i jeszcze dostawać za to kasę (pytam trochę z przymrużeniem oka, bo wiemy, że to nie jest taki lekki kawałek chleba, jak się wydaje)?
Hooltaye w podróży:
Myślimy, że obecnie komercjalizacja jakiegokolwiek bloga jest bardzo trudna. Jak wiesz, konkurencja na rynku jest wręcz wściekła. 8, a może nawet 9 blogów na każdą dziesiątkę zawiera oferty współpracy. Pięciu a może i więcej blogerów z każdej dziesiątki uważa się za „influencerów” najczęściej nawet nie rozumiejąc do końca znaczenia tego słowa. My staramy się do tego podejść nieco zabawowo ( jak to wśród hultajów przyjęte) i skupiać się na odtwarzaniu własnych przeżyć i doświadczeń z podróży. Z tą przygodą masz całkowita rację! To właśnie jest tym, o co nam chodzi. Nas najbardziej nakręca właśnie chęć przeżycia kolejnej przygody. Zdecydowanie ważniejsze jest dla nas to, jak podróżujemy, niż to dokąd jedziemy. Przeżycia dalece głębiej wchodzą w pamięć, niż same widoki miejsc, w których jesteśmy. Gdybyśmy za wszelką cenę starali się, by blog przynosił dochody, najprawdopodobniej musielibyśmy zacząć nasze podróże planować, no i tych planów się trzymać. Tymczasem my uwielbiamy wyjeżdżać tam, gdzie oczy poniosą. W dużej części kupujemy bilety wyłącznie w jedną stronę, gdyż nie wiemy, kiedy i skąd nastąpi powrót.
Opycha.pl: Może ja już przesadzam, może jestem zaślepiona sympatią do tego, co wrzucacie do sieci, ale nawet Wasze zdjęcia robią na mnie wrażenie dużo większe, niż spora część tych, które wyskakują w Google jako pierwsze. Zupełnie tak, jak byście wkładali w nie więcej serca niż inni fotografowie, przez co zyskują niepowtarzalny klimat. Uwielbiam szczególnie zdjęcia z Ngapali. Zdradźcie sekret, co trzeba zrobić, żeby uzyskać takie piękne fotografie? Dobrze wiem, że to nie jest wyłącznie kwestia dobrego sprzętu, bo nawet najlepszy aparat nie zrobi sam super zdjęcia…
Hooltaye w podróży:
W Google jako pierwsze wcale nie wyskakują foty najlepsze, ale takie, których autorzy znają się na ich pozycjonowaniu. Miło nam jednak być przez Ciebie docenionymi. Co należy robić? To przychodzi wraz z doświadczeniem. Po prostu po pewnym czasie i pewnej ilości podróży wiesz gdzie i o jakiej porze być. Ten czynnik czasu jest chyba najważniejszy. Bardzo uśmiechasz się do ludzi, no i gdy znasz -parę słów w lokalnym „lingo”. Nasze portrety są też najczęściej w jakiś sposób doświetlone -czy to blendą, czy fleszem. Czasem też ustawiamy się w taki sposób na ulicy, by postać mogła być doświetlona promieniami słońca odbitymi od ściany, najczęściej za naszymi plecami. Wszystko to proste sprawy, tyle, że gdy przychodzi okazja, trzeba działać bardzo szybko.
Opycha.pl: Czytając wpisy na blogu i oglądając zdjęcia, odnoszę wrażenie, że bardzo szybko łapiecie dobry kontakt z miejscowymi (no, może poza Maroko 😉 ). Widać to szczególnie we wpisie o wystawie, którą Marek zorganizował w Myanmar, ale nie tylko. Czy to kwestia tego, że wystarczy się otworzyć na innych ludzi, czy może odpowiedniej ilości np. Beer Lao? Oczywiście trochę żartuję, a czytelnikom spieszę wyjaśnić, że Beer Lao to laotańskie piwo 😉
Hooltaye w podróży:
Może nie aż tak szybko, jakbyśmy chcieli, ale z reguły sama forma naszych wyjazdów predestynuje nas do stosunkowo łatwych kontaktów. Poza tym staramy się nauczyć chociaż paru fraz w językach regionów, do których wyjeżdżamy. Ludzie to uwielbiają… zwłaszcza wtedy, gdy takim językiem posługuje się stosunkowo niewielka grupa osób. Oczywiście na ogół nasza wymowa jest wręcz fatalna, ale to powód do śmiechu no i w każdym wyzwala chęć bycia nauczycielem. No widzisz -i już jest kontakt 🙂
Opycha.pl: Dobrze, to przejdźmy do praktyki. Ja jestem z tych wygodnisiów, którzy podróżują po Europie, bo są zbyt leniwi, żeby wyrobić paszport, a noclegi znajdują na booking.com, aby było jeszcze lżej. Wam natomiast zdarza się zwiedzać miejsca dalekie lub nawet uważane za średnio bezpieczne. Raczej nie szukacie hoteli na portalach, a Wasze nogi za szybko nie postaną w biurach podróży. Jak długo przygotowujecie się do swoich wypraw? Pytam raczej o Azję i Afrykę.
Hooltaye w podróży:
Masz rację -z agencji turystycznych faktycznie nie korzystamy. Natomiast z portali bookingowych jak najbardziej. W ostatnich czasach robimy się nieco wygodniejsi i staramy wyszukać jakiś car rental, a w ostateczności motocykl. Po prostu przekonaliśmy się, że często chcemy być w pewnych miejscach o takiej porze, do których bez własnego środka lokomocji w zasadzie nie dotrzemy, stąd właśnie szukanie takich opcji. Noclegów szukamy obecnie w drodze… ja prowadzę, a Irenka w czasie jazdy szuka czegoś na booking.com, używając opcji szukania w pobliżu miejsca , w którym jesteś. Z reguły na nocleg stawiamy się 15-30 minut po zarezerwowaniu.
Jak widzisz, tutaj masz odpowiedź, że w zasadzie w ogóle nie przygotowujemy swoich wyjazdów. Co najwyżej Irenka przegląda dostępne w necie zdjęcia i zaznacza, co chciałaby zobaczyć. Głównie jednak naszym drogowskazem są własne nosy. Po wielu, wielu wyjazdach nabrały już takiego doświadczenia, że z reguły doprowadzają nas do naprawdę nadzwyczajnych miejsc.
Opycha.pl: Nie jest tajemnicą, że podróżujecie także po Azji. Oglądacie tam czasem ubóstwo, które w odwiedzonym miejscu jest prawie normą, u nas natomiast to już by była skrajna bieda, wzywanie opieki społecznej, odbieranie dzieci itp.. Odbieracie takie „widoki” jako naukę, temat do refleksji? A może wychodzicie z założenia, że po prostu tak jest i nie ma co się dołować, bo i tak się kijem rzeki nie zawróci? Pytam zupełnie obiektywnie, bo w tym przypadku raczej nie ma co dzielić możliwych odpowiedzi na dobre i złe…
Hooltaye w podróży:
W zasadzie nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci w jakiś jednoznaczny sposób na to pytanie. Cokolwiek przychodzi mi na myśl, to po chwili pojawia się refleksja, że trywializuję temat.
Tak -w czasie podróży widzieliśmy wiele biedy, a nawet moglibyśmy powiedzieć, że nędzy. Zawsze zastanawia nas, jakbyśmy my sami żyli, gdyby role nagle się zmieniły. Nie mówimy tutaj o zupełnej abstrakcji. Wielu z napotkanych bezdomnych w Europie nie żyje ani na jotę lepiej. Często staramy się wesprzeć napotkanych ludzi jakąś sumą pieniędzy ( na ogół niezbyt wielką) …i proszę, żeby nie odzywali się tutaj ci wszystkowiedzący mądraskowie i mądraski, którzy ze świętym oburzeniem zaraz będą nam wmawiać, że w ten sposób wspieramy różnych naganiaczy itd., itp. Z reguły tacy ludzie mają bardzo ograniczone pojęcie tego, o czym z takim zapałem mówią. Wspieramy również parę niewielkich organizacji, o których wiemy, że są naprawdę bardzo zaangażowane w pomoc i że ich koszty administracyjne są raczej niewielkie.
Oczywiście w pewnym momencie następuje też pewne uodpornienie i refleksja o rzece i kiju. Niestety przy wielomiesięcznych podróżach, których budżet jest wielokrotnie niższy, niż weekendowy wyjaździk pani premier, czy też pana premiera do domku 350-400 km od stolicy, nie jesteśmy w stanie pomóc każdemu, kogo napotkamy i zaczynamy być troszkę bardziej gruboskórni, niż w pierwszych dniach.
Opycha.pl: Nie kusiło Was kiedyś, żeby osiąść na stałe w jednym z tych pięknych miejsc, które odwiedzacie? A może jest taki plan, tylko czekacie do emerytury? Znajomi Wietnamczycy opowiadali mi kiedyś, że jest wielu Europejczyków, którzy po przejściu na emeryturę wyjeżdżają do Wietnamu i żyją z tych swoich świadczeń, dorabiając sobie np., produkując miód. Nie wiem jak dzisiaj, bo gospodarka Wietnamu zdążyła się już pewnie rozwinąć, ale są przecież jeszcze inne miejsca na świecie, gdzie to by mogło się udać 🙂
Hooltaye w podróży:
Wydaje mi się, że miodu w Wietnamie raczej nie będziemy produkować, ale ogólnie kusi nas perspektywa dłuższych pobytów. Tym, co trochę w takich planach przeszkadza, jest oczywiście opieka zdrowotna. Niestety czym jest się starszym, tym koszty ubezpieczeń rosną, stając się w pewnym momencie zaporą. W każdym razie myślę , że kiedyś uda się nam zorganizować paroletni pobyt w jakimś sympatycznym i w miarę nieskażonym miejscu.
Opycha.pl: Jakie dacie rady początkującym podróżnikom, którzy chcieliby zwiedzać świat, nie korzystając z biur turystycznych i hotelowych kompleksów? Wystarczy się dobrze spakować w nieduży plecak i „ahoj przygodo”, czy jednak się jakoś specjalnie przygotować do pierwszych podróży „na własną rękę”?
Hooltaye w podróży:
Rady dla początkujących? Koniecznie uzupełnijcie szczepienia, które są zalecane. Jeśli będziecie w tropikalnym klimacie podczas pory deszczowej, a już szczególnie w pobliżu wielkich kompleksów leśnych, nie zapomnijcie o profilaktyce antymalarycznej. Warto oczywiście nauczyć się chociaż kilku zwrotów w językach używanych u celu podróży. No i nie bądźcie „chciwi”…. nie próbujcie na przykład przy wycieczce do Birmy przy „okazji” zwiedzić jeszcze Laos i Wietnam 🙂 Oczywiście to tylko przykład. Chodzi mi o to, byście nie zaplanowali swojej wycieczki w taki sposób, że później okaże się, iż około 30% czasu spędziliście na lotniskach i w samolotach. Spakować w nieduży plecak mówisz? Mnie się jeszcze taka sztuka nie udała 🙂
Opycha.pl: W tym cyklu staram się każdemu bohaterowi wywiadu zadać jedno pytanie zupełnie od czapy. Dla Was wymyśliłam następujące… Prezydent USA chce Wam ofiarować prywatny odrzutowiec. Dożywotnio usługi wykwalifikowanego pilota i pełen bak. Dowiaduje się o tym prezydent Rosji i mówi „chrzanić odrzutowiec, podaruję Wam galeon z dożywotnią obsługą, zawsze pełnym barkiem i samymi rarytasami na stole. Możecie wybrać tylko jeden prezent. Weźmiecie odrzutowiec, czy galeon?
Hooltaye w podróży:
Chyba ten powolny galeon razem, ze „stoliczku nakryj się” bardziej by nam pasował 🙂 Gdy do tego pomyślimy jeszcze, że musielibyśmy się z darczyńcą spotkać, to chyba jednak wolelibyśmy rozmówcę, niż wielbiciela monologów, który zamiast patrzeć interlokutorowi w oczy, podziwia tylko własną podobiznę rozwieszoną na ścianach, lub odbicie w lustrze. Temu najchętniej powiedzielibyśmy ” Mr President! You’re fired!”
Opycha.pl: No dobrze, to już ostatnie pytanie i mam mały problem… Zwykle pytam gwiazdy moich wywiadów o plany na przyszłość. Coś mi jednak mówi, że w Waszym przypadku jest to ryzykowny temat, więc zadam je trochę inaczej… Czy całe to zamieszanie z koronawirusem mocno pokrzyżowało Wam plany na najbliższe miesiące?
Hooltaye w podróży:
Rzeczywiście plany nam mocno pokrzyżowało. Tym razem planowaliśmy dosyć dokładny objazd Turcji i Bałkanów wynajętym na ponad 2 miesiące camperem. Niestety miałem 22 marca dolecieć do Irenki, ale już od ponad 2 tygodni Australia była wtedy zamknięta i wylecieć nie mogłem.
Plany na najbliższe miesiące?…to tak można? :)))
Opycha.pl: I to by było na tyle… Jeszcze raz dziękuję za czas poświęcony na udzielenie odpowiedzi, ale też za to, że Wasz blog jest właśnie taki, jaki jest! Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam jeszcze wielu pięknych podróży 🙂
Chcesz jeszcze lepiej poznać Irenę i Marka z bloga „Hooltaye w podróży”?
Zachęcam Cię przede wszystkim do zaglądania na bloga Ireny i Marka, możesz na niego wejść bezpośrednio przez ten link! Na blogu znajdziesz relacje z podróży w takie miejsca jak Maroko, Azja, Australia, ale też troszkę Europy 😉 Jeśli masz konto na Insta, to polecam kliknąć „obserwuj” na koncie „Hooltayów”, bo fotografia to ich żywioł! Ich profil znajdziesz tutaj (klik!) 🙂 Oczywiście Irena i Marek mają też swoją stronę na Facebooku, o tutaj (klik!) 😉 Tylko uważaj, bo wszędzie jest tak pięknie, że od samego patrzenia chce się pakować plecak!
To prawda.. Z Irenką i Markiem w świat każdego dnia. Nie byliśmy w tylu wspaniałych miejscach, ale możemy podróżować ze wspaniałymi osobami.
No i właśnie ja bardzo lubię to, że Hooltaye to nie kolejny przewodnik, który mówi co zwiedzić, o której czynne muzea, gdzie zjeść, tylko opowiada historię… 😉
W naszych przewodnikach (z serii tych „subiektywnych”) też są czasem ciekawe historie i przygody 😉
O, to przed następną podróżą chętnie sprawdzę! I dziękuję za fajny, rzeczowy komentarz -może się nawet przekonam do czytania przewodników przed każdym wyjazdem! 😉